poniedziałek, 20 lutego 2012

Boska rzeźnia mordu

W ostatnim czasie wybrałem się z żoną na dwie, zupełnie odmienne, realizacje tego samego dramatu. Najpierw obejrzeliśmy Rzeź, a kilkanaście dni później, dla porównania, poszliśmy na Boga mordu Yasminy Rezy w realizacji Teatru Ateneum.  Podobało nam się i tu, i tu… Miłośnikom kina możemy więc z pełną odpowiedzialnością polecić najnowszy film Polańskiego, ze znakomitą rolą Christopha Waltza (niezapomniany Hans Linda z Bękartów wojny); teatromanom zapewne spodoba się spektakl w reżyserii Izabeli Cywińskiej, w którym pierwsze skrzypce gra Krzysztof Tyniec (sic!).
Najlepiej jednak znaleźć czas na wycieczkę do kina i na wieczór w teatrze. To znakomite korepetycje z różnorodności języków sztuki filmowej i sceny. Warto też po prostu poznać ten znakomity tekst, który mówi o nas więcej, niż się na pierwszy rzut oka wydaje… Zapewniam, że mimo wielu komicznych efektów i pozornie błahych dialogów, nie jest to z pewnością obyczajowa komedyjka!

niedziela, 12 lutego 2012

"Korczak. Próba biografii"

W tej długo wyczekiwanej książce Joanna Olczak-Ronikier cytuje wzruszający fragment opowieści Janusza Korczaka – Mośki, Joski i Srule – wydanej po raz pierwszy w 1909 roku (!). Po latach niewinne słowa stały się ciężkie od znaczeń.

    „Tego ostatniego wieczora o ostatnim zachodzie urodziła się ostatnia kolonijna bajka – dziwna bajka i niedokończona.
    A może nie wracać do Warszawy? Może ustawić się parami, wziąć chorągiewki, zaśpiewać marsza i ruszyć w drogę?
     – Dokąd?
     – Do słońca.
    Długo iść będzie trzeba. Ale cóż to szkodzi? – Sypiać będziemy w polu a na życie zarabiać. – W jednej wsi Geszel zagra na skrzypkach, i dadzą nam mleka. W drugiej Ojzer powie wiersz lub Aron bajkę ciekawą – i dadzą nam chleba. Gdzie indziej znów zaśpiewamy albo w pracy w polu pomożemy…
   Dla kulawego Wajnraucha zrobiony wózek z desek i gdy się zmęczy, będziemy go wieźli.
    Będziemy szli długo, długo – będziemy szli i szli, i szli…


Być może tu właśnie Agnieszka Holland odnalazła ostatnią sekwencję scenariusza do filmu Andrzeja Wajdy z 1990 roku.


Ten wpis bierze udział w konkursie "Blogerzy dla Korczaka".

sobota, 4 lutego 2012

Babelista


Tak siebie samego nazywa Marian Pilot w wywiadzie udzielonym Dorocie Wodeckiej* i zaraz wskazuje na podobnych sobie literatów, którzy język traktowali najdosłowniej jako tworzywo – neologizując, łamiąc utarte zasady słowotwórstwa i składni w swoich tekstach stwarzali polszczyznę nową, osobną… Wskazuje na Gombrowicza oraz swego imiennika Mariana Pankowskiego, „który już dawno temu wezwał samego siebie do rozróby w polszczyźnie - i istotnie obchodził się z konwencjonalną literacką polszczyzną bez odrobiny respektu, posługiwał się polszczyzną własną, cudownie wymyśloną. Językiem pankowsko-polskim, chciałoby się rzec – pan-polskim. Powiem nieskromnie, że i ja w tej materii nie jestem najostatniejszy”.
Czytanie nagrodzonej zeszłoroczną Nike powieści Pilota Pióropusz jest jak zanurzenie się w rozbuchanym, roziskrzonym, nieokiełznanym i nieobliczalnym języku. To jak wizyta w spa, prawdziwy masaż komórek mózgowych, peeling, oczyszczająca maseczka, detoks; ablucja z grzechów codziennej plugawej, płaskiej i wulgarnej mowy.
Polecam tę kurację wszystkim, choć wiem, że ta lektura może okazać się niełatwa. Przy dłuższym czytaniu oko potyka się o kolejne i kolejne dziwności, językowe łamańce, a od strony fabularnej powieść nie porywa. Jest dość statyczna. Zamiast akcji, mamy tu raczej płynne przechodzenie z obrazu do obrazu; z jednej onirycznej, odrealnionej wizji do drugiej – nieco bardziej werystycznej, lecz nie mniej plastycznej. Nie wiem, czy Marian Pilot maluje, ale pisze jak urodzony malarz.