środa, 25 stycznia 2012

Made in China

Chiny to dziś jeden z największych światowych tygrysów gospodarczych – przedziwna hybryda, rozpięta pomiędzy komunistyczną doktryną Mao Zedonga, a kapitalistycznym eksperymentem Deng Xiaopinga; między wielowiekową tradycją, a spustoszeniami rewolucji kulturalnej.
Niezwykłe kontrasty, rozwarstwienie społeczne, destrukcyjne postępowanie władzy i nędzę, w jakiej żyła ogromna większość obywateli Chińskiej Republiki Ludowej w latach osiemdziesiątych opisuje w książce Zakazane wrota Tiziano Terzani – włoski dziennikarz, który w 1980 roku, wraz z rodziną, zamieszkał w Pekinie i przez cztery lata próbował żyć jak przeciętny Chińczyk.
W trakcie lektury przychodziły mi na myśl klasyczne antyutopie, z Rokiem 1984 na czele, którego tytułowa data okazała się nomen omen zbieżna z zakończeniem chińskiej przygody Terzaniego, który właśnie w ’84 roku został przez tamtejsze władze zmuszony do opuszczenia Państwa Środka.
Jakże trudno przychodziło mi uświadomienie sobie, że Zakazane wrota nie są jednak literacką fikcją, lecz wnikliwą, reporterską analizą przeklętej rzeczywistości spełnionych koszmarów. Choć nie brak w jej opisie elementów tak groteskowych, że aż śmiesznych; przypominających sceny ze znanych peerelowskich komedii…

     „Jednym z najsłynniejszych haseł Mao – widuje się je jeszcze nad bramami koszar, ostatnich bastionów maoizmu w Chinach – było: Służyć narodowi.
     Służyć narodowi to formuła zachęcająca ludzi do poświęceń dla innych, do uczestnictwa w zbiorowym wysiłku, do zastąpienia wrodzonego egoizmu wzrostem świadomości społecznej. Teraz nad wejściem do kurzej fermy we wsi Shilianzhuang, prowadzonej zgodnie z regułami systemu odpowiedzialności, ktoś wypisał czarnymi znakami na pasmach czerwonego i żółtego papieru: Służyć kurczętom. I tak też jest. Im zdrowsze i tłustsze kurczaki, tym więcej zarobią hodujący je wieśniacy.”

     „Sport zajmuje w chińskiej szkole ważne miejsce. Maszeruje się, oddaje honory, obraca się na obcasach, przyswaja sobie kilka chwytów kung-fu, rzuca granatem. Granaty nie są oczywiście prawdziwe, ale mają zupełnie podobny do prawdziwych kształt. My używaliśmy drewnianych z żelazną główką. W chińskich szkołach rzut granatem odpowiada pchnięciu kulą w Europie.”

P.S.: Dobrym uzupełnieniem powyższej lektury jest film dokumentalny China blue (pol. Chiny w kolorze blue) – o jednej z tamtejszych fabryk jeansów, dostępny bez opłat na www.iplex.pl.

niedziela, 22 stycznia 2012

Szczepkowska umie pisać!

Z początku do lektury zniechęcił mnie temat książki oraz nazwisko autorki. Zazwyczaj z rezerwą podchodzę do literackich poczynań znanych aktorów, piosenkarzy i filmowców… a postać Marii Skłodowskiej-Curie do tej pory pachniała raczej naftaliną i nie budziła żywszych emocji. Nie wierzyłem, że z takiego połączenia może powstać coś naprawdę interesującego.
Do przeczytania powieści Joanny Szczepkowskiej Zagrać Marię namówiła mnie koleżanka, z której zdaniem liczę się nie tylko w sprawach czytelniczych. Okazało się, że nie tylko spodobała mi się kunsztownie skonstruowana fabuła, ale także, pod wpływem lektury, zmienił się mój stosunek do naszej noblistki. To po prostu bardzo ciekawa postać, o której dotąd niewiele wiedziałem.
Książkę przeczytałem w całości mojej żonie – na głos! No cóż, jak się nie ma telewizora, to różne dziwne rzeczy przychodzą do głowy…

Z okładki:

    „Marta, znana aktorka, przyjmuje rolę Marii Skłodowskiej-Curie w polsko-francuskiej koprodukcji.  W trakcie przygotowań do filmu próbuje zrozumieć sposób myślenia i determinację naukowca. Zafascynowana postacią uczonej przekracza granice artystycznych poszukiwań i dotyka prawdy o badaniach i odkryciach Marii.”

wtorek, 10 stycznia 2012

Kanon

Zainspirowany przez mojego teatralnego kolegę Marcina Turka, postanowiłem napisać listę książek, która stanowić będzie moje prywatne „The best of” albo, jak kto woli, osobisty kanon. Stworzenie poniższego zestawienia okazało się dość trudne, stąd też nieporadne post scriptum z kilkoma dodatkowymi tytułami, których nie udało mi się wepchnąć do pierwszej trzydziestki.
Ulubione, najważniejsze i najbliższe mi lektury podaję tu w kolejności zupełnie przypadkowej. Stworzenie rankingu przerosło moje siły i chyba nie miałoby większego sensu. 

Jonathan Carroll: Kraina Chichów

Jerzy Pilch: Pod Mocnym Aniołem

Olga Tokarczuk: Szafa; Prawiek i inne czasy

Ryszard Kapuściński: Cesarz; Imperium

Aldous Huxley: Nowy, wspaniały świat

Umberto Eco: Imię róży

Thomas Mann: Czarodziejska góra

George Orwell: Rok 1984

Christiane F.: My, dzieci z dworca ZOO

Leszek Kołakowski: Mini-wykłady o maxi-sprawach

Jacek Hugo-Bader: W rajskiej dolinie wśród zielska

Jan Grzegorczyk: Niebo dla akrobaty

Mariusz Szczygieł: Gottland

Antoni Libera: Madame

Stanisław Grzesiuk: Pięć lat kacetu; Boso, ale w ostrogach

William Shakespeare: Hamlet; Burza; Sen nocy letniej

Gustaw Herling-Grudziński: Inny świat

Kazimierz Moczarski: Rozmowy z katem

Zbigniew Herbert: Pan Cogito; Dramaty

Oscar Wilde: Portret Doriana Graya

Wiktor Hugo: Nędznicy

Denis Diderot: Kubuś Fatalista i jego pan

Aleksander Fredro: Zemsta

Clive Staples Lewis: Listy starego diabła do młodego
Poza ścisłą czołówką, ale jednak jako bardzo ważny znalazł się Emil Zola, z którego twórczości nie umiem wybrać jednej pozycji. Proponuję przeczytać Nanę, Wszystko dla pań albo Germinal. Polecałbym także coś z żelaznego repertuaru Mrożka: Tango, Na pełnym morzu lub Striptease. Chyba niezasłużenie z pierwszej trzydziestki wypadł Sztukmistrz z Lublina Isaaca Bashevisa Singera oraz Flaubert ze swoją Panią Bovary. Zabrakło też miejsca na Teatrzyk Zielona Gęś Gałczyńskiego, Kulkę z chleba Jana Jakuba Kolskiego i Przypadki Robinsona Kruzoe Daniela Defoe. Nie wymieniłem kilku lektur, które choć kanoniczne, nie są mi aż tak bliskie, ale przy układaniu tego zestawienia kołatały mi się po głowie: Dziadów Adama Mickiewicza, Sklepów cynamonowych Schulza, a także Kafki z Procesem i Przemianą.  

Jestem bardzo ciekawy czy w moim wykazie są książki, które życzliwym czytelnikom tego pamiętnika wydają się bliskie? A może ktoś zechce podzielić się swoimi sugestiami?

sobota, 7 stycznia 2012

Witajcie w raju

Wszystkim korzystającym z czarterowych lotów i wycieczek all-inclusive, polecam gorąco książkę Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym Jennie Dielemans. Autorka śledzi spustoszenia, jakie na Dominikanie, Gran Canarii, w Tajlandii i Wietnamie poczynił masowy i wciąż przybierający na sile atak turystów. Dielemans stawia niewygodne pytania, od których z chęcią uciekamy, pragnąc zasłużony urlop spędzić na jednej z przygotowanych specjalnie dla nas rajskich plaż.
Na tego typu wczasach byłem raz i być może jeszcze kiedyś zwrócę się do jakiegoś biura podróży po tygodniowy turnus w Hiszpanii czy Grecji… Jednak po tej lekturze przyjdzie mi to znacznie trudniej. A z pewnością zastanowię się, jak do tego spustoszenia przyłożyć się w możliwie najmniejszym stopniu.
Myślę, że problemy stawiane w reportażach szwedzkiej dziennikarki pozostają dla nas – ludzi sytego Zachodu – trudną lekcją. Niestety wciąż nieodrobioną!

Z ostatniego rozdziału książki:

    „My, którzy udajemy się za granicę w celach wypoczynkowych, w większości pochodzimy zaledwie z paru spośród ponad dwustu krajów świata (…). Tylko około dwóch i pół procent ludności świata lata samolotem na zagraniczne wakacje. Reszta – dziewięćdziesiąt siedem i pół procent – tego nie robi. Nie może.
    Mimo to świat jest nasz. Ty i ja, i nasi koledzy z globalnej klasy wyższej mamy do dyspozycji rajski bufet, z którego możemy brać, gdy tylko nadejdzie nas na to ochota. (…)
    Z rajskiego bufetu wybieramy to, co będzie świadczyć o naszym statusie, co będziemy mogli podsunąć pod nos komuś z tej ekskluzywnej grupy podczas wakacyjnej przygody. Egzotyczne miejsca i ‘autentyczne’ spotkania są twardą walutą w naszym ciągłym wyścigu na porównania. (…)
    Bez zbędnego namysłu anektujemy, przekształcamy i przerabiamy miejsca, do których jeździmy na wakacje, tak by odpowiadały naszym własnym potrzebom i wyobrażeniom. (…) Odkrywamy, przebudowujemy, ale gdy przestrzeń zostaje nadmiernie wyeksploatowana i zaczyna przyjeżdżać zbyt dużo turystów – nużymy się i jedziemy dalej. (…)
    Przebieramy bez umiaru w rajskim bufecie i oczekujemy wdzięczności od tych, których praca polega na usługiwaniu nam. (…) Wydaje nam się, że akt konsumpcji, któremu się oddajemy, jest dobrym uczynkiem, aktem solidarności. Że ludzie, którzy usługują nam na plażach w biedniejszych częściach świata, powinni cieszyć się, bo ich wybraliśmy. (…)
    Nie chcemy wiedzieć, że dziewczyna, która przed chwilą wymasowała nasze stopy, wstaje o szóstej rano i pracuje do dziesiątej wieczorem za równowartość dwunastu złotych dziennie. Albo, że rdzenni mieszkańcy kraju, który odwiedzamy, odgrywają dla nas tańce, bo są do tego zmuszeni. Jak to wyraziła wychowana w Antigui pisarka Jamaica Kincaid:
    Nie pozwól, by owo nieprzyjemne uczucie, które czasem przebiega ci po plecach, biorące się za świadomości wyzysku, ucisku i dominacji, rozwinęło się we wszechogarniające obrzydzenie: to może popsuć ci wakacje.”

czwartek, 5 stycznia 2012

Literacka wyliczanka

Portal Wirtualna Polska opublikował zestawienie stu najlepszych i najważniejszych książek minionego roku*. Znalazły się w nim tytuły z różnych półek – „od literatury pięknej do literatury faktu, od ambitnej do popularnej, od poważnej do zabawnej. Biografie słynnych postaci, listy wielkich pisarzy, eseje, ale też fantastyka, horrory i kryminały".
Biję się w piersi, bo z tej dosyć długiej listy przeczytałem tylko cztery pozycje (nie licząc Jądra ciemności, które zamieszczono tu ze względu na nowe tłumaczenie Magdaleny Heydel): Cmentarz w Pradze Umberto Eco – ze znanym Państwu rezultatem…, Higienistów Macieja Zaremby Bielawskiego – którą uważam za najważniejszą (!), pięknie wydaną Niedzielę, która zdarzyła się w środę Mariusza Szczygła oraz ciekawy zbiór reportaży o przemyśle turystycznym Jennie Dielemans Witajcie w raju.
Wśród pozostałych tytułów są też te, które mam już w swojej lekturowej poczekalni. W najbliższym czasie z zapałem rzucę się na Dzienniki kołymskie Jacka Hugo-Badera i biografię Janusza Korczaka autorstwa Joanny Olczak-Ronikier.

Na Wirtualnej Polsce znalazłem także trzy inne zestawienia obejmujące lata 2001-2010: 21 najlepszych polskich książek dekady, 40 najlepszych tytułów zagranicznych oraz 50 najważniejszych pozycji z szufladki „reportaże, biografie, non-fiction”. 

Z listy dotyczącej literatury polskiej poznałem dziesięć książek, choć aż połowę z nich zaliczam do nieudanych podejść – lektur, przez które nie byłem w stanie przebrnąć. W tej niechlubnej piątce są: Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną Masłowskiej, Siła odpychania Cezarego Michalskiego, Lala Jacka Dehnela, Warunek Rylskiego i Jadąc do Babadag Stasiuka, którego w tym zestawieniu najbardziej żałuję (chyba nie umiem go czytać). Do podejść udanych zaliczam: Heroinę Tomasza Piątka (bez rewelacji), Gnój Kuczoka (ze spieprzonym zakończeniem), najciekawszą w znanym mi dorobku Gretkowskiej Polkę oraz dwie absolutnie godne polecenia książki – Traktat o łuskaniu fasoli Wiesława Myśliwskiego oraz zbiór niezwykłych opowiadań Olgi Tokarczuk Gra na wielu bębenkach. W zestawieniu zabrakło mi chociażby Pod mocnym Aniołem Jerzego Pilcha (zamieszczono tylko Moje pierwsze samobójstwo) czy Madame Antoniego Libery.

Spośród 40 najlepszych książek literatury powszechnej wybrałem dwie, które z chęcią umieszczę w poczekalni – powieść Jonathana Littella Łaskawe (na której podstawie powstał znakomity spektakl Grosse aktion kieleckiego teatru Ecce Homo) i grube tomiszcze Pereca Życie. Instrukcja obsługi. Z pozostałych przeczytałem: pierwszą część trylogii MilleniumMężczyźni, którzy nienawidzą kobiet Stiega Larssona (kto wie czy nie sięgnę jednak po kolejne części serii), Hańbę Johna Maxwella Coetzee (której chyba nie zrozumiałem), Szkarłatny płatek i biały Fabera (z wiadomym skutkiem) oraz jedną z najlepszych według mnie powieści Umberto Eco zatytułowaną Baudolino. Na drugie podejście czeka Życie i los Wasilija Grossmana. Wymienione w zestawieniu Cząstki elementarne Houllebecqa znam jedynie z filmu Oskara Roehlera, który zrobił na mnie jak najgorsze wrażenie.

Ku mojemu zaskoczeniu, na liście reportersko-biograficznej znalazłem aż dziesięć czytanych przeze mnie książek, choć nie wszystkie udało mi się połknąć w całości. Do niekompletnych lektur należą między innymi Księża wobec bezpieki Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. To ważna rzecz, ale napisana chyba przede wszystkim dla osób z żyłką historyczną. Ogromny materiał zamieszczony w książce przerósł moje możliwości. Podobnie jest z Gułagiem Anne Applebaum, który czytam nadal w niewielkich porcjach. Z powodu przejmujących naturalistycznych opisów bestialskich morderstw z użyciem maczety lub motyki, nie dokończyłem Strategii antylop Jeana Hatzfelda. Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałem natomiast książkę roku 2010 Kapuściński non-fiction Artura Domosławskiego, 20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła oraz jego świetny Gottland. W zestawieniu, ku mojej uciesze, zauważono Kościół dla średnio zaawansowanych Szymona Hołowni oraz Podróże z Herodotem Kapuścińskiego. Zamiast Wytępić całe to bydło Svena Lindqvista powinna się tu znaleźć znacznie ciekawsza Terra nullius, a umieszczenie na liście książki Ex libris Anne Fadiman uważam za pomyłkę. Z nieznanych mi pozycji wybieram Serce narodu koło przystanku Włodzimierza Nowaka oraz reportaże o żołnierkach Armii Czerwonej Wojna nie ma w sobie nic z kobiety Swietłany Aleksijewicz.