czwartek, 24 lipca 2014

Self-publishing

Schlebiając swoim grafomańskim ciągotom, wiedziony brakiem innych możliwości publikacji, wbrew szeroko rozumianej przyzwoitości, nie licząc się z krzywdą i cierpieniem odbiorców, postanowiłem bezczelnie udzielić światu rąbka własnej twórczości, której muzą jest nieodmiennie moja kochana żona:

      Nie nadaję się na singla

      nic bym nie prał, nie prasował, nie mył się i nie gotował
      nie zarabiał bym zbyt wiele, tylko leżał, jak to cielę
      nic bym w życiu nie osiągnął – byłbym matoł, byłbym mongoł
      chodziłbym nieogolony, gdybym musiał żyć bez żony

      nic nie wiedziałbym o świecie, jak we mgle błądzące dziecię
      żadne nauki, ni kościoły, żadne studia, ani szkoły
      na niewiele by się zdały – byłbym nieuk zatwardziały
      cepem zwykłym mógłbym być, gdybym miał bez żony żyć

      pił bym, palił i się staczał, w brudnych sprawach palce maczał
      w środowisko złe bym wpadł, może nawet bił lub kradł
      strasznie byłbym zły i brzydki, a na domiar mdły i płytki
      co bym ja też wówczas dał, bym jak dzisiaj żonę miał

      sam bym spał i sam bym wstawał, sam do siebie byłbym gadał
      samiuteńki, sam jak palec, stary niedźwiedź i zgorzknialec
      smutny struty pesymista, safanduła – ludzka glista
      no i nie miał bym dzidziusia, gdybym żyć bez żony musiał

      wszak nie można w pojedynkę, cieszyć się wspaniałym synkiem
      nie da się też z samym sobą grać w cokolwiek zespołowo
      ani w klasy, ani w łapki, w karty, w kropki, w scrabble, w statki
      ni w rumikub, ni też w "pingla" – nie nadaję się na singla!

środa, 16 lipca 2014

Tańczący z niedźwiedziami

Niegdyś, za starych dobrych i słusznie minionych czasów, z lekkim uśmieszkiem pokpiwano ze Związku Radzieckiego, opowiadając legendę o niedźwiedziach przechadzających się moskiewskimi ulicami. Historyjka ta miała zresztą swoje lokalne odmiany, tyczące się także krajów tzw. bloku wschodniego, zwanych pieszczotliwie „demoludami”. Dla mieszkańców „zgniłego Zachodu”, byliśmy wówczas odległą planetą – dziką, egzotyczną i nieatrakcyjną, odgrodzoną szczelnie „żelazną kurtyną”. 

Opowiastka o niedźwiedziach nie miała oczywiście nic wspólnego z prawdą. Albo prawie nic… W niektórych miastach Bułgarii, Rumunii czy Ukrainy, a czasem także Polski i oczywiście ZSRR, pojawiali się niekiedy cygańscy niedźwiednicy, pokazujący gawiedzi tresowane misie; wykonujące cyrkowe sztuczki, kołyszące się na tylnych łapach w rytm wygrywanych melodii.

Witold Szabłowski w swojej najnowszej książce opisuje drogę do wolności bułgarskich niedźwiedzi, które dzięki unijnym przepisom i niezwykle sprawnym działaniom pewnej fundacji zostały odebrane Cyganom i umieszczone w specjalnie stworzonym rezerwacie. Autor rozmawia zarówno z ekologami walczącymi o prawa zwierząt, jak i samymi niedźwiednikami, którzy muszą pożegnać się ze swymi „podopiecznymi”, tracąc jednocześnie źródło zarobku, będące niejednokrotnie podstawą ich egzystencji. Naświetla wszelkie aspekty przeprowadzanej akcji, odsłaniając ambiwalentność tych działań, a przede wszystkim pozorną wolność, jaką zapewniono niedźwiedziom wyrwanym ze środowiska, do którego przywykły, mimo bólu i cierpienia zadawanego im przez właścicieli.

Sytuacja bułgarskich niedźwiedzi posłużyła Szabłowskiemu jako poręczna metafora naszej postkomunistycznej rzeczywistości, która w pewnych aspektach do złudzenia przypomina zafundowane zwierzętom przyspieszone korepetycje z niełatwej wolności. Reporter zagląda w różne okolice odzyskanej Europy (Ukraina, Polska, Bułgaria, Albania, Estonia, Grecja), nie zapominając też o innych spadkobiercach Kraju Rad, jak Kuba czy wreszcie obecna Federacja Rosyjska. Wszędzie znajduje zdarzenia, zachowania, praktyki i problemy zaskakująco zbieżne z tymi, które wcześniej zaobserwował w Parku Tańczących Niedźwiedzi.

      „Niestety, nasze niedźwiedzie mają nie tylko zapach, ale i mentalność niewolników. Dwadzieścia, trzydzieści lat były przyzwyczajone, że ktoś za nie myśli, zapewnia im zajęcie, mówi, co mają robić, co będą jeść i gdzie spać. To nie było idealne życie dla niedźwiedzia, ale innego nie znały.”

        „Pierwsza i najważniejsza rzecz, której niedźwiedzie muszą się nauczyć na wolności, to że ma ona swoje granice.
       Granicą jest w ich wypadku elektryczny płot pod napięciem, rozciągnięty wokół całego parku. Musi tu stać, żeby niedźwiedzie nie uciekły z parku do świata, w którym nie umieją żyć. W rezerwacie mogą więc wszystko – mogą iść, gdzie chcą, jeść, co chcą, mogą spać, mogą się bawić, mogą uprawiać seks.
         Byle nie dotykały płotu."