czwartek, 31 marca 2016

Bardzo dobre pół

Tę książkę Springera najlepiej czytać od połowy. Pierwsza część zawiera bowiem niesłychanie drobiazgowy szkic historyczny traktujący o wzlotach i upadkach polskich spółdzielni mieszkaniowych. Ruch spółdzielczy odmalowany jest z iście benedyktyńską skrupulatnością. Śledzimy więc różnorakie pomysły i sposoby na realizację przedsięwzięć, mających uboższym warstwom udostępnić w krótkim czasie tani i godziwy dach nad głową. Poznajemy inicjatorów, polityków, działaczy oraz wykonawców budowlanych planów, dowiadujemy się które spółdzielnie mogły liczyć na państwową pomoc, a które nie. Wraz z autorem odwiedzamy narady i wiece, wysłuchując przemówień i odezw. Przekonują one jednak przede wszystkim już przekonanych do prospołecznych inicjatyw mieszkaniowych. W większości nudne jest to przeokropnie. Choć oczywiście daje pewne światło na dzisiejsze, wolnorynkowe problemy i paranoje, które z wielką determinacją śledzi Springer i opisuje w drugiej części 13 pięter.

Tu właśnie rozpoczyna się ciekawa, wciągająca wręcz lektura. W trzynastu reporterskich obrazkach pojawiają się wszelkie doskwierające nam obecnie dziwactwa i kurioza rządzące rynkiem nieruchomości. Autor dla każdego z tych kuriozów stara się znaleźć egzemplifikację. Spotyka się więc z ludźmi wyrzuconymi z domów przez bezwzględnych „czyścicieli kamienic”, pyta dwudziesto- i trzydziestoparolatków o ich kilkudziesięcioletnie zobowiązania kredytowe, śledzi postanowienia kolejnych rządów, które z zadziwiającą konsekwencją wspierały deweloperów i wielkich graczy, spychając na margines detalicznych nabywców. W swoich dociekaniach Springer staje zawsze po stronie słabszych – „frankowiczów” oszukanych przez doradców kredytowych; starszych ludzi wykorzystanych przez nieuczciwych nabywców; najemców kawalerek, pokoi, klitek, postawionych pod ścianą wysokich cen i skazanych na wieczną niepewność oraz nieograniczone niemal niczym widzimisię właścicieli.

Chory system mieszkaniowy, niewydolność samorządów, na których barki zrzucono państwową politykę lokalową, napuchnięty rynek, na którym ceny już dawno powędrowały poza pułap dostępny zwykłemu śmiertelnikowi stara się opisać Filip Springer, wskazując jednocześnie na nieliczne udane próby przezwyciężania tego impasu. Remedium na tę zapaść mają być według niego właśnie Towarzystwa Budownictwa Społecznego, będące w pewnym stopniu kontynuacją dawnych spółdzielni. Jednak i one pozbawione tanich kredytów i poważnego wsparcia ze strony rządu, stają się kolejnymi komercyjnymi graczami na trudnym polskim rynku nieruchomości. 

P.S.: Książkę pożyczyłem od oczytanej koleżanki z Domu Kultury "Włochy".

piątek, 25 marca 2016

"Karbala"

"Najpierw błędy robią politycy. Potem generałowie. Później żołnierze lądują po uszy w gównie i wtedy nadchodzi czas na bohaterskie czyny, które staną się kanwami książek i filmów.”

Tak też było w przypadku misji “stabilizacyjnej” w Iraku, gdzie polscy żołnierze uczestniczyli w regularnej wojnie, a nam wmawiano, że to tylko pokojowa interwencja, której celem jest zaprowadzenie ładu i zapewnienie bezpieczeństwa miejscowej ludności, po wejściu sił sprzymierzonych w ramach kierowanej przez Amerykanów operacji “Iraqi freedom”, wymierzonej w reżim Saddama Husajna i partię Baas.

Prawdziwe oblicze tamtejszych walk, a także wielkie poświęcenie naszych żołnierzy, którym przyszło działać w warunkach niemal permanentnego zagrożenia życia poznajemy dopiero dziś, po ponad dziesięciu latach od oficjalnego zakończenia okupacji Iraku.

Wstrząsający obraz wydarzeń związanych z zaangażowaniem polskich sił zbrojnych w Iraku, a także w Afganistanie przedstawiają w swojej książce Piotr Głuchowski i Marcin Górka. Stanowiąca centralny punkt książki relacja żołnierzy wydelegowanych do obrony karbalskiego ratusza - City Hall - stała się kanwą filmowej opowieści o największej od czasów II wojny światowej bitwie stoczonej przez Polaków.

Książkę Karbala zaliczam do najlepszych, jakie w ostatnich miesiącach czytałem. To kawał świetnej reporterskiej roboty, której efekty przedstawione zostały za pomocą znakomitej literackiej formy, choć nie jest to przecież opowieść beletryzowana. Czyta się ją jednak z zapartym tchem, kibicując naszym żołnierzom, utożsamiając się i próbując zrozumieć niezwykle traumatyzującą sytuację, w jakiej się na misji znaleźli.

W książce znajdujemy wiele wypowiedzi wysoko postawionych żołnierzy i polityków, którzy zdecydowali o utajeniu przed opinią publiczną prawdy o tym, co działo się w Iraku. Sami służący tam żołnierze, zobowiązani do zachowania milczenia nawet przed swymi najbliższymi, dopiero po wielu latach doczekali się, choć nie wszyscy, oficjalnych gratulacji, awansów i nagród… W imię poprawności politycznej ich zasługi były skrzętnie ukrywane, jakby komukolwiek miały przynieść wstyd.

Autorzy Karbali nie stronią od innych niepoprawnych politycznie tematów, jak choćby niezbyt szczytne cele przyświecające niektórym żołnierzom, wyjeżdżającym na misję, bez jakiejkolwiek refleksji o dobro pozostawionych w kraju rodzin. Piszą o ogromnych brakach w zaopatrzeniu polskich kontyngentów, szczególnie w początkach Irackiej wojny, głupocie niektórych dowódców, wysyłających swoich podkomendnych do walki bez dostatecznego rozpoznania sił wroga i miejsc, w których toczą się starcia. Ważnym tematem książki są też psychiczne skutki uczestnictwa w intetrwencji zbrojnej - syndrom stresu bojowego, niemożność odnalezienia się w cywilnym świecie, ciągłe powroty do przeżywanych na misji lęków, sytuacji zagrożenia i samych starć. Jest tu też miejsce dla tych, którzy stracili życie - żołnierzy i cywilów, w tym dziennikarzy, którzy jak Waldemar Milewicz, właśnie w Iraku padli od kul rebeliantów.

Pojawiają się w końcu pytania o sens, prawdziwe powody inwazji na Irak, a także coraz mniej zaskakujące dziś zarzuty wobec władz amerykańskich, i poniekąd polskich, o manipulację, dzięki której wszyscy przez długi czas wierzyliśmy, że nasza obecność w tej misji będzie nie tylko ważnym elementem antyterrorystycznego sojuszu, polepszy nasz wizerunek w świecie, ale także pozwoli skorzystać gospodarczo na licznych inwestycjach w nową iracką infrastrukturę. Co z tego wyszło - wiemy dziś nazbyt dobrze...