wtorek, 20 lutego 2018

Musimy się opowiedzieć

Książka Sacksa, w której opisano przypadki wielu chorób neurologicznych, różnego rodzaju upośledzeń, skutkujących diametralnie odmiennymi sposobami percepcji; zaburzonym postrzeganiem siebie i świata, kazała mi się zastanowić nad własnym zdrowiem. Skoro tak wiele czysto fizjologicznych, chemicznych procesów wpływa na funkcjonowanie naszego mózgu, skąd możemy być pewni, że również nam - ludziom «normalnym» - nie przytrafiają się choćby niewielkie epizody chorobowe?

Nasz sposób patrzenia na świat i rozpoznawania w nim siebie, z całą gamą przeżyć i emocji, całym naszym wewnętrznym życiem może zostać zachwiany, a nawet zdruzgotany przez chorobę. A przecież i bez niej trudno czasem zachować spokój ducha, poczucie sensu i pewnego porządku.

Świat jest chaosem. Niekończącym się i gęstym splotem rzeczy, cech, skomplikowanych relacji i uwarunkowań. Również my, sami dla siebie, jesteśmy zagadką. Musimy jednak znaleźć sposób na uporządkowanie tego chaosu. W moim przekonaniu, sposobem tym jest język, dostarczający nam nie tylko narzędzi opisu, ale, poprzez swą linearność, możliwości porządkowania świata.

Każde zdanie jest już mikroświatem zaklętym w porządek języka, porządek wypowiedzi. Każde opowiadanie - czy będzie to tylko dowcip, czy dzieło sztuki - jest próbą opisu świata; a więc nadania mu ram, znaczenia, sensu. Dotyczy to również nas samych, naszego ja.

To moje przekonanie znalazło nieoczekiwane potwierdzenie w książce angielskiego neurologa i psychiatry.

      „Każdy z nas ma swoją historię życia, wewnętrzne opowiadanie - którego ciągłość, sens jest naszym życiem. Można powiedzieć, że każdy z nas konstruuje i żyje swoje «opowiadanie», a to opowiadanie jest naszą tożsamością.
      Jeśli chcemy poznać jakiegoś człowieka, pytamy go o jego «historię - jego prawdziwą, najintymniejszą historię» - ponieważ każdy z nas jest historią. Każdy z nas jest opowiadaniem, które wciąż nieświadomie piszemy - piszemy naszym postrzeganiem, uczuciami, myślami, działaniem; i, co nie jest bynajmniej błahe, naszymi rozmowami, przekazywaniem innym tego opowiadania. Biologicznie, fizjologicznie nie różnimy się tak bardzo jeden od drugiego. Jako «opowiadanie», historia - każdy z nas jest wyjątkowy, niepowtarzalny.
      Aby być sobą, musimy mieć siebie - posiadać historię swojego życia, a jeśli trzeba, posiąść ją od nowa. Musimy pamiętać siebie, pamiętać swoje wewnętrzne przedstawienie, opowiadanie. Człowiek musi mieć takie opowiadanie, bezustannie opowiadaną sobie samemu historię, by być sobą, by posiadać tożsamość.”

czwartek, 15 lutego 2018

Spóźnione Walentynki

w pośpiechu, głupim życia pędzie
w gonitwie błahych spraw codziennych
umyka nam spod stóp podstawa
ta nasza miłość – grunt bezcenny

coraz się szybciej kręcą tryby
stukają tłoki, świszczą koła
chciwie powietrze łapie w biegu
ta nasza miłość – zagoniona

w wiecznym spóźnieniu, niedoczasie
ciut niewyspani i wymięci
spróbujmy wpisać w kalendarze
tą naszą miłość – dla pamięci

piątek, 9 lutego 2018

Baśń o polskim Indianinie

Każdy mały chłopak chce zostać w przyszłości marynarzem, Indianinem, żołnierzem, podróżnikiem, a już z pewnością kimś znanym i podziwianym, niezależnie od akurat wykonywanego zajęcia. Większości z nas tak dalekosiężne plany i marzenia nie spełniają się. Znacznie częściej zostajemy w dorosłym życiu księgowymi, listonoszami, kierowcami (bynajmniej nie rajdowymi), pracownikami korporacji, którzy zazwyczaj wiodą swoje ciche życie z dala od przygód godnych bohaterów.

Stanisławowi Supłatowiczowi wszystkie te marzenia się spełniły! A tym, które spełnić się nie chciały dopomógł, konsekwentnie posługując się własną imaginacją, twórczym zmyśleniem fikcją tak literacką, że nie pozostawiła miejsca pospolitemu kłamstwu.

Śladami życia Supłatowicza poszedł znakomity i bardzo wytrwały w poszukiwaniach reporter Dariusz Rosiak. W książce Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha przedstawił zadziwiającą biografię człowieka, który walczył w szeregach AK, pływał na statkach wojskowych, a potem także handlowych, odwiedzając dalekie zakątki (które w czasach ponurego PRL-u były znacznie dalej niż dziś), a przede wszystkim pielęgnował legendę o swym indiańskim pochodzeniu - pisał książki, sprowadzał lub wykonywał własnoręcznie indiańskie narzędzia, łuki i pióropusze, był wreszcie ojcem polskiego ruchu indianistów. Był, jako Indianin (!), bardzo znany w Polsce i jeszcze bardziej w krajach byłego Związku Radzieckiego, gdzie jego książki rozchodziły się w niebotycznych nakładach.

Biografia Supłatowicza nie chce zmieścić się w jego życiu. Meandruje, zwodzi, rozgałęzia się i umyka przed wnikliwym reporterem. Chęć dobicia się do jej dna, twardego gruntu, prawdy musi ulec wobec wielkiej wyobraźni samego Supłatowicza, który jak na Indianina przystało, potrafi po mistrzowsku mylić trop, przemykać niepostrzeżenie, wyślizgiwać się z pazernych rąk biografa...

Rosiak nie oskarża, nie prowadzi zaplanowanego demontażu legendy Supłatowicza. Ulega niezwykłemu urokowi swojego bohatera, choć daleki jest od pisania dlań laurki. Owemu urokowi ulegamy również my czytelnicy, lubiący barwne historie i postacie mieniące się różnokolorowym blaskiem. Postać Sat-Okha polskiego Indianina nosi wiele rys, zadrapań, przewin. Mieści się w niej wielki, twórczy duch i wielka duma, płynnie przechodząca w pychę.

Dziś łatwiej byłoby zostać Indianinem; znacznie trudniej legendą.