poniedziałek, 20 lipca 2020

Śmieszą, tumanią, straszą

W czasie szalejącej epidemii, coraz bardziej widocznych skutków globalnego ocieplenia, kryzysu migracyjnego, wreszcie załamania gospodarki, wzmaga się w nas poczucie zagrożenia. Rośnie niepewność jutra. Strach o zachowanie zdrowia, pracy, przyzwoitego poziomu dochodów, możliwości rozwoju towarzyszy konieczności dostosowania się do nowych warunków, obostrzeń, zmieniających nasze przyzwyczajenia i dotychczasowe reguły życia społecznego.

Wydawać by się mogło, że postawieni wobec nieznanych wcześniej zagrożeń, będziemy skłonni zwracać się ku racjonalnym rozwiązaniom, wskazaniom ekspertów, naukowców, specjalistów. I część z nas z pewnością tak właśnie czyni. Jednak nawet pobieżna obserwacja serwisów społecznościowych, rzut oka na pierwsze strony tabloidów, pokazują trend wręcz odwrotny.

Jak grzyby po deszczu z każdego internetowego zakamarka wyrastają macki teorii spiskowych, pseudonaukowych teorii, bzdurnych opowieści spod znaku Archiwum X. Dzięki nim wiem już, że koronawirus nie istnieje, lecz został wymyślony w ramach ogólnoświatowego spisku lekarzy/farmaceutów/najbogatszych rządów/masonów/Żydów/milionerów – niepotrzebne skreślić. Zapoznałem się też z teorią, że to nie wirus, ale szkodliwe promieniowanie przekaźników 5G powoduje duszności i wysoką temperaturę. A jeśli zostanie wynaleziona szczepionka na tę nieistniejącą przecież chorobę, nie wolno się szczepieniu poddawać, ponieważ do mojego organizmu zostanie w ten sposób wprowadzony czip, albo inny elektroniczny badziew, za pomocą którego ONI będą mogli mną sterować jak robotem. Tę ostatnią rewelacją podzielił się ze mną lekarz (sic!). Nie zabrakło też strzelistych głosów o boskim gniewie, materializującym się w postaci wirusa, który dotknąć ma tylko grzeszników.

Na atrakcyjności zyskały przy okazji ostrzeżenia o szkodliwości noszenia maseczek i rękawiczek, rewelacje o trujących chemitrailsach, specjalnych domowych kuracjach profilaktycznych, w których prym wiodą olbrzymie dawki witaminy C (szczególnie tzw. lewoskrętnej), napary z pokrzywy, imbiru, rzepy i rabarbaru.

Toczymy więc znów batalię z głupotą, ignorancją, powszechną skłonnością do szukania prostych odpowiedzi na skomplikowane pytania i zwyczajnym wciskaniem kitu przez różnej maści nawiedzeńców i szarlatanów.

Znakomitą odtrutką na ten wysyp pseudonaukowych dziwactw jest lektura wydanej niedawno książki Łukasza Lamży – dobrze znanego czytelnikom Tygodnika Powszechnego – Światy równoległe. Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze. Pod dziennikarską lupę idą antyszczepionkowcy, homeopaci, irydolodzy i kreacjoniści młodoziemscy. Możemy sprawdzić, ile jest prawdy w opowieściach o samolotach spuszczających na nas trucizny, teoriach zwolenników żywej lub surowej wody, pomysłach domorosłych specjalistów od strukturyzacji wody i dożylnych wlewek kwasu askorbinowego. Lamża spotyka się z radiestetami, oferującymi usługi wykrywania i zwalczania szkodliwego promieniowania żył wodnych za pomocą różdżki lub wahadełka; sięga do źródeł mitów o tak zwanej pamięci wody; stawia pod ścianą niedowiarków, zaprzeczających globalnemu ociepleniu i docieka czy możliwe jest powiększenie piersi za pomocą hipnozy.

Każdy z podejmowanych tematów autor traktuje serio, nie chcąc nabijać się z ich krzewicieli, lecz pragnąc zrozumieć motywacje, kierujące ludzi w stronę pseudonauki. Poważnie podchodzi również do czytelnika, starając się jasno i możliwie wyczerpująco oddzielić ziarno prawdy od plew zabobonu. Mimo mojej nikłej wiedzy biologicznej, o fizyce i matematyce nie wspominając, mogłem bez większych trudności zrozumieć wywód, z konieczności odwołujący się do skomplikowanych zagadnień naukowych.  Mogę więc polecić tę książkę, każdemu jako remedium i zarazem (nomen omen) szczepionkę na idiotyczne teorie, terapie i paranaukowe fantazje.

Książka wydana przez wyd. Czarne jest też dostępna w aplikacji audioteka.pl.