sobota, 5 grudnia 2015

"Szczygieł"

Wielu czytelnikom lektura Szczygła przywiedzie na myśl inną popularną powieść inicjacyjną. Mam tu na myśli Buszującego w zbożu Salingera. Dorastanie - bolesne wchodzenie w życie na własny rachunek; odkrywanie własnych możliwości i poznawanie ograniczeń; zmaganie się z naturalnymi, choć często zgubnymi atawizmami oraz narzucanym przez kulturę ciasnym gorsetem konwenansu. A nade wszystko trudne balansowanie na cienkiej krawędzi oddzielającej dobro od zła.

Być może brzmi to wszystko banalnie? Widzieliśmy już niejedną kartę ludzkiej historii, obejrzeliśmy przecież dokładnie człowieka z jego nieustannym lękiem, permanentną słabością, grzechem i zarazem zachłannością życia, nadzieją piękna, potrzebą miłości. Jednak opowiadamy wciąż jego historię, by móc kolejny i kolejny raz przeglądać się w jej niezwykłych odsłonach - biografiach prawdziwych i zmyślonych.

Zmyśloną i zarazem na swój sposób prawdziwą historię Theo Deckera snuje Donna Tartt w nagrodzonym Pulitzerem Szczygle. Opasły tom kryje rozpiętą na kilkanaście lat intymną opowieść o chłopcu, później młodym mężczyźnie, który w dość wczesnym wieku zmuszony jest stawić czoła nieuchronnym, tragicznym (jakże jednak zwyczajnym) zdarzeniom. Śmierć matki, konflikty rodzinne, uzależnienie od woli i pomocy obcych ludzi, częste zmiany opiekunów i adresów, konieczność odnalezienia się w diametralnie różnych środowiskach. A przy tym skrywana głęboko kruchość, wrażliwość dziecka poszukującego bliskości.

To także, na innym poziomie, powieść o sztuce. Ukrywany przez Theo obraz, ocalały dzięki Deckerowi z wybuchu w jednym z nowojrskich muzeów, staje się skarbem, tajemnicą chłopca, wehikułem pamięci, w końcu także obsesją i symbolem świata, do którego nie można wrócić, gorzką pamiątką dzieciństwa. Małe dziełko malarza Fabritiusa jest również piękną i cenną rzeczą. A jej pojawienie się wśród zaginionych dóbr kultury staje się łakomym kąskiem dla tych, którzy widzą w obrazie nie tylko wartości estetyczne, lecz przede wszystkim materialne.

“Szczygieł” prowadzi swojego młodego “właściciela” w świat sztuki, staje się poniekąd przepustką do wyższych sfer. Nasz bohater, jako dorosły już mężczyzna, podejmuje z dużym sukcesem pracę marszanda, choć jego niezwykle udane interesy nie są wyłącznie wynikiem znawstwa, lecz w większej mierze przebiegłości. Skrywany przed światem obraz również staje się przedmiotem handlu. Jego odzyskanie z rąk przemytników i gangów zajmujących się nielegalnym obrotem dziełami sztuki będzie kolejną, tym razem kryminalną, ale także nieoczekiwanie metafizyczną odsłoną historii Theo Deckera.

W powieści Tartt słychać wyraźną nutę tęsknoty za kulturą Starego Kontynentu. Przedstawiony tu Nowy Jork jest po trosze upozowany na miasto europejskie - Paryż, Wiedeń, Amsterdam. Symbolicznie przeciwstawiony na wskroś amerykańskiemu Las Vegas, w którym młody Decker zmuszony jest mieszkać przez kilka lat, staje się figurą świata wartości wyższych, ale także domu, do którego tęskni się i wraca z ulgą.

PS. Polski czytelnik z uśmiechem przywita kilka polskich miejsc i słów, które Tartt umieściła w swej powieści.

Książkę otrzymałem dzięki uprzejmości Księgarni Matas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz