piątek, 17 listopada 2017

"Afronauci"

Połowa lat sześćdziesiątych. Zambia właśnie przestała być kolonią brytyjską i z Rodezji Północnej przemieniła się w niepodległą Zambię. W jej stolicy, Lusace, weteran II wojny światowej, partyzant i bojownik o wolność swojego narodu, wreszcie szef ochrony pierwszego prezydenta Kennetha Kuandy zakłada Narodową Akademię Nauki, Badań Kosmicznych i Filozofii. Z dziecięcą wiarą Edward Mukuka Nkoloso realizuje swój autorski program podboju Kosmosu - bez pieniędzy, niezbędnej wiedzy, sprzętu... Zbiera kilkoro chętnych młodych ludzi i przygotowuje ich do lotu na Księżyc. Przyszli kosmonauci robią pajacyki, bujają się na ogromnych huśtawkach, toczą się po niewielkiej pochyłości w metalowej beczce. Szef i zarazem instruktor poświęca tym ćwiczeniom prawie cały swój czas, przekonany, że zdoła dotrzeć na Srebrny Glob lub na Marsa przed Rosjanami i Amerykanami.

Bartek Sabela z wielką wytrwałością odkurza historię niezwykłego człowieka; tropi ślady jego dawnej działalności, stara się dotrzeć do osób, które mogą coś o tym zadziwiającym wizjonerze opowiedzieć jako świadkowie lub uczniowie osobliwej Akademii. W tym, co odkrywa przed nami można widzieć niedorzeczny epizod, szalony plan czarnoskórego Don Kichota. Można też zajrzeć nieco głębiej, zapytać o źródła tak bezkompromisowej wiary w rzecz niemożliwą, próbować odsiać ziarna od plew, by pojąć, że ta historia wymyka się naszemu rozumieniu. Dostrzec jej metafizyczny wymiar, który w naszym świecie już dawno przestał istnieć.


Za książki:

       „W tej historii jest coś, czego nie potrafię zrozumieć, coś, co porusza się na zupełnie innych, afrykańskich płaszczyznach, nieuchwytnych dla człowieka ze świata kartezjańskiego racjonalizmu, coś z pogranicza czarów i wierzeń zderzonych z obezwładniającą wizją. Czasami wydaje mi się, że Edward Mukuka wcale nie musiał lecieć w Kosmos. Był tam, być może nawet bardziej niż Gagarin, Shepard i Armstrong. Przecież sam lot, sam odcisk stopy w księżycowym pyle, to tylko jakiś grande finale - spełniający, ale i unicestwiający ideę. Może ta idea jest lotem w nieznane znacznie bardziej niż sam fizyczny akt jej realizacji? [...]
        Jest coś wzruszającego w tej naiwnej, prostej wierze w wielkie rzeczy, nieograniczonej okolicznościami, trudnościami, niebiorącej pod uwagę możliwości technicznych i finansowych. Marzenie samo w sobie, czyste, wykrystalizowane, leżące blisko szaleństwa. Czarny człowiek zrzuca kajdany i od razu leci w Kosmos. Edward Mukuka Nkoloso śmiało mógłby dopisać linijkę do słynnego przemówienia Martina Luthera Kinga.”

P.S.: Za tę niezwykłą książkę dziękuję moim przyjaciołom z Domu Kultury „Włochy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz