piątek, 9 marca 2012

Paputczik Szałamow

To już trzecia książka autorstwa Jacka Hugo-Badera, ale dopiero pierwsza, którą reporter napisał od początku do końca. Nie chcę przez to powiedzieć, że dotąd korzystał z jakiejś pomocy. Po prostu dwie rewelacyjne poprzedniczki Dzienników kołymskich były zbiorami powstałych wcześniej tekstów. Tym razem wraz z autorem odbywamy podróż po „najstraszniejszej, przeklętej albo najdalszej wyspie Archipelagu Gułag, jego lutym biegunie, ruskiej Golgocie, byłym krematorium, arktycznym piekle, mroźnym koncłagrze bez pieców, czy też, nie przymierzając, machinie do przemysłowego mielenia mięsa i kruszenia kości” – Kołymie – do dziś (o ironio!) nazywanej także „złotym sercem Rosji”.

      „Na Kołymie jest mniej turystów niż na biegunie północnym czy Mount Evereście. Ja nie spotkałem żadnego.”

    „Podróżuję nim śladami Warłama Tichonowicza Szałamowa, z jego ogromnym, tysiącstronicowym zbiorem Opowiadań Kołymskich. To wielka rosyjska literatura, najbardziej wstrząsający, niezwykły oraz cywilizacji więziennej, którą Szałamow potrafi skompresować, streścić w trzech przykazaniach: nie wierz, nie bój się, nigdy nie proś. I jeszcze jedna cnota obowiązkowa, bez której nie przeżyjesz: umiej kraść, poczynając od chleba współwięźniom.”

      „Mam poczucie, że im bardziej wjeżdżam w głąb Kołymy, tym bardziej cofam się w czasie, bardziej zanurzam się w starą, sowiecką, zahibernowaną rzeczywistość. Rzeczywistość wszechstronnych urzędników, którzy zrobią wszystko, żeby pokazać swoją wyższość, potęgę, moc, władzę na tym, który stoi przed ich biurkiem.”

Mnie bardzo spodobała się króciutka opowieść, której bohaterka – babuszka Marija – dla ratowania ciężko chorej wnuczki, oddała rodzicom dziewczynki swoją bibliotekę. Dzięki sprzedaży gromadzonych przez lata tomów, rodzina mogła wyjechać z Kołymy i osiedlić się w bardziej sprzyjającym klimacie, co zalecili miejscowi lekarze. Zadziwił mnie i wzruszył fakt, że w chwili upadku Imperium, w środku tajgi, niesłychanie biedni ludzie potrafili ostatnie kopiejki wydawać na zakup tych książek.

2 komentarze:

  1. Witam, trafiłem tu przypadkiem; chciałem napisać, że nigdy nie spotkałem się z zapisem nazwiska w pański sposób: SZARŁAMOW. Wszędzie spotyka się raczej SZAŁAMOW. Mogę się jednak mylić, jestem młodym człowiekiem, który jest na etapie dowiadywania się tego, jak mało wie. :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Maćku!
    Ma Pan rację po stokroć. Uznajmy, że też jestem młodym człowiekiem, który także zgłębia kolejne pokłady własnej niewiedzy... Zmieniam, prostuję, poprawiam.

    OdpowiedzUsuń