Na najnowszą książkę Kolskiego rzuciłem się z wielkim zapałem, pamiętając choćby wspaniałą Kulkę z chleba. Od lektury minął już pewnie miesiąc. Trudno mi było zdecydować, co tak naprawdę chciałbym o Egzaminie z oddychania napisać; a pominąć, zbyć milczeniem – wstyd.
Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że Kolski porusza ważne kwestie, stawia głębokie pytania i tezy, obok których nie można zwyczajnie przejść. Każe nam wątpić w sens świata, w którym żyjemy – świata po apokalipsie: po Auschwitz, Rwandzie, Biesłanie… Jego bohaterowie zmagają się więc z cieniem Zagłady. Próbują na nowo odnaleźć porządek i sprawiedliwość. Wyznaczyć właściwy cel i sposób swojego istnienia. Rozliczyć się ze światem i własną tożsamością.
Są tu miejsca znakomite, ciekawa narracja, nieoczywisty rytm opowieści – niechronologiczny, rwany. Są elementy powieści szkatułkowej, przygodowej, dygresyjnej, kryminalnej… Jest też trochę poezji i pornografii. I mam niestety wrażenie, że tego wszystkiego jest za dużo. Powieść pączkuje kolejnymi wątkami i mini-narracjami. Podejmuje coraz to nowe tematy, co wprowadza chaos i poczucie nadmiaru. Jest też napisana nierówno – zdarzają się bowiem fragmenty językowo zbyt dla mnie potoczne; pisane jakąś błahą podwórkową mową, polszczyzną ubogą i chyba celowo upozowaną na okaleczoną.
Całość więc nie zachwyca… Choć z pewnością idea życia w świecie istniejącym jedynie dzięki sile rozpędu, w jakichś dziwnych przedśmiertnych paroksyzmach dławiącego nas leku przed totalnym rozkładem i bezsensem, pozostanie ze mną na długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz