Niegdyś, za starych dobrych i słusznie minionych czasów, z lekkim uśmieszkiem pokpiwano ze Związku Radzieckiego, opowiadając legendę o niedźwiedziach przechadzających się
moskiewskimi ulicami. Historyjka ta miała zresztą swoje lokalne odmiany,
tyczące się także krajów tzw. bloku wschodniego, zwanych pieszczotliwie
„demoludami”. Dla mieszkańców „zgniłego Zachodu”, byliśmy wówczas
odległą planetą – dziką, egzotyczną i nieatrakcyjną, odgrodzoną
szczelnie „żelazną kurtyną”.
Opowiastka o niedźwiedziach nie miała oczywiście nic wspólnego z prawdą. Albo prawie nic… W niektórych miastach Bułgarii, Rumunii czy Ukrainy, a czasem także Polski i oczywiście ZSRR, pojawiali się niekiedy cygańscy niedźwiednicy, pokazujący gawiedzi tresowane misie; wykonujące cyrkowe sztuczki, kołyszące się na tylnych łapach w rytm wygrywanych melodii.
Witold Szabłowski w swojej najnowszej książce opisuje drogę do wolności bułgarskich niedźwiedzi, które dzięki unijnym przepisom i niezwykle sprawnym działaniom pewnej fundacji zostały odebrane Cyganom i umieszczone w specjalnie stworzonym rezerwacie. Autor rozmawia zarówno z ekologami walczącymi o prawa zwierząt, jak i samymi niedźwiednikami, którzy muszą pożegnać się ze swymi „podopiecznymi”, tracąc jednocześnie źródło zarobku, będące niejednokrotnie podstawą ich egzystencji. Naświetla wszelkie aspekty przeprowadzanej akcji, odsłaniając ambiwalentność tych działań, a przede wszystkim pozorną wolność, jaką zapewniono niedźwiedziom wyrwanym ze środowiska, do którego przywykły, mimo bólu i cierpienia zadawanego im przez właścicieli.
Sytuacja bułgarskich niedźwiedzi posłużyła Szabłowskiemu jako poręczna metafora naszej postkomunistycznej rzeczywistości, która w pewnych aspektach do złudzenia przypomina zafundowane zwierzętom przyspieszone korepetycje z niełatwej wolności. Reporter zagląda w różne okolice odzyskanej Europy (Ukraina, Polska, Bułgaria, Albania, Estonia, Grecja), nie zapominając też o innych spadkobiercach Kraju Rad, jak Kuba czy wreszcie obecna Federacja Rosyjska. Wszędzie znajduje zdarzenia, zachowania, praktyki i problemy zaskakująco zbieżne z tymi, które wcześniej zaobserwował w Parku Tańczących Niedźwiedzi.
„Niestety, nasze niedźwiedzie mają nie tylko zapach, ale i mentalność niewolników. Dwadzieścia, trzydzieści lat były przyzwyczajone, że ktoś za nie myśli, zapewnia im zajęcie, mówi, co mają robić, co będą jeść i gdzie spać. To nie było idealne życie dla niedźwiedzia, ale innego nie znały.”
„Pierwsza i najważniejsza rzecz, której niedźwiedzie muszą się nauczyć na wolności, to że ma ona swoje granice.
Granicą jest w ich wypadku elektryczny płot pod napięciem, rozciągnięty wokół całego parku. Musi tu stać, żeby niedźwiedzie nie uciekły z parku do świata, w którym nie umieją żyć. W rezerwacie mogą więc wszystko – mogą iść, gdzie chcą, jeść, co chcą, mogą spać, mogą się bawić, mogą uprawiać seks.
Byle nie dotykały płotu."
Witold Szabłowski w swojej najnowszej książce opisuje drogę do wolności bułgarskich niedźwiedzi, które dzięki unijnym przepisom i niezwykle sprawnym działaniom pewnej fundacji zostały odebrane Cyganom i umieszczone w specjalnie stworzonym rezerwacie. Autor rozmawia zarówno z ekologami walczącymi o prawa zwierząt, jak i samymi niedźwiednikami, którzy muszą pożegnać się ze swymi „podopiecznymi”, tracąc jednocześnie źródło zarobku, będące niejednokrotnie podstawą ich egzystencji. Naświetla wszelkie aspekty przeprowadzanej akcji, odsłaniając ambiwalentność tych działań, a przede wszystkim pozorną wolność, jaką zapewniono niedźwiedziom wyrwanym ze środowiska, do którego przywykły, mimo bólu i cierpienia zadawanego im przez właścicieli.
Sytuacja bułgarskich niedźwiedzi posłużyła Szabłowskiemu jako poręczna metafora naszej postkomunistycznej rzeczywistości, która w pewnych aspektach do złudzenia przypomina zafundowane zwierzętom przyspieszone korepetycje z niełatwej wolności. Reporter zagląda w różne okolice odzyskanej Europy (Ukraina, Polska, Bułgaria, Albania, Estonia, Grecja), nie zapominając też o innych spadkobiercach Kraju Rad, jak Kuba czy wreszcie obecna Federacja Rosyjska. Wszędzie znajduje zdarzenia, zachowania, praktyki i problemy zaskakująco zbieżne z tymi, które wcześniej zaobserwował w Parku Tańczących Niedźwiedzi.
„Niestety, nasze niedźwiedzie mają nie tylko zapach, ale i mentalność niewolników. Dwadzieścia, trzydzieści lat były przyzwyczajone, że ktoś za nie myśli, zapewnia im zajęcie, mówi, co mają robić, co będą jeść i gdzie spać. To nie było idealne życie dla niedźwiedzia, ale innego nie znały.”
„Pierwsza i najważniejsza rzecz, której niedźwiedzie muszą się nauczyć na wolności, to że ma ona swoje granice.
Granicą jest w ich wypadku elektryczny płot pod napięciem, rozciągnięty wokół całego parku. Musi tu stać, żeby niedźwiedzie nie uciekły z parku do świata, w którym nie umieją żyć. W rezerwacie mogą więc wszystko – mogą iść, gdzie chcą, jeść, co chcą, mogą spać, mogą się bawić, mogą uprawiać seks.
Byle nie dotykały płotu."
Bardzo ciekawa recenzja. Muszę powiedzieć, że zachęciłeś mnie do przeczytania. Szkoda tylko, że nie ma audiobooka.
OdpowiedzUsuń