Należę do plemienia czytaczy, dla których niemal każde miejsce jest dobre, by zatopić się w lekturze. Ilekroć jestem pasażerem komunikacji miejskiej, czas przejazdu skracam sobie permanentnie czytając. Jeżdżę dużo, bo z domu do pracy ok. godziny i z powrotem… – jak tu tyle czasu marnować na gapienie się w okno? Czytam więc namiętnie, zajmując uprzednio jak najlepsze miejsce. Na to miejsce poluję (szczególnie na pętli), staram się wtargnąć odpowiednimi drzwiami jako pierwszy i zasiąść. Otwieram książkę i już nic mnie nie obchodzi. Rzadko ustąpię, bo też i rzadko się znad tekstu oderwę. Siedzę, okupuję, samolubnie zajmuję miejsce, z satysfakcją myśląc, że znów się udało.
Oto mój wyrzut czytelniczego sumienia; grzech zatwardziały. Pokutą niech mi będą lektury na stojąco w zatłoczonym autobusie linii 189.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz