Obowiązujący powszechnie kult młodości przejawia się przede wszystkim w sferze tzw. budowania wizerunku. Mamy nakaz dbania o młody wygląd, sprężystą sylwetkę, modną fryzurę. Dla podkreślenia, jak bardzo jesteśmy na czasie, możemy sięgać po młodzieżowy język i obnosić się z najnowszymi gadżetami. Jednocześnie, szczególnie w Polsce, funkcjonuje przyzwolenie na gderanie, utyskiwanie, wieczne szukanie dziury w całym. Jeśli dołożymy do tego nagminny brak uśmiechu i poczucia humoru oraz neurotyczne wręcz przewrażliwienie na własnym punkcie, otrzymujemy portret człowieka naszych czasów: młodzieżowo ubranego pana (lub panią) w mocno zaawansowanym wieku średnim, a zarazem zrzędliwego, zgnuśniałego i wiecznie niezadowolonego starego piernika.
Jak się z takiego wzorca wyzwolić, pokazuje Hendrik Groen w swoim sekretnym dzienniku, zawierającym notatki z roku życia w holenderskim domu spokojnej (czy na pewno?) starości. Nie dziwi mnie fakt, że Małe eksperymenty ze szczęściem zyskały w ojczyźnie Groena status bestsellera. Nie dziwi mnie, że tak chętnie tłumaczone są na inne języki. Mam nadzieję, że i polscy czytelnicy obdarzą tę książkę życzliwym zainteresowaniem. O tym, że się nie zawiodą jestem absolutnie przekonany.
Te zapiski, nie mające pierwotnie trafić do druku, są pełne ciepłego humoru. Pisane z dystansem do samego siebie i własnych niedomagań, bez litowania się i wiecznych pretensji wobec otoczenia, zyskały lekkość eseju, nie pozbawionego ironii, ani głębszej refleksji.
Czytając dziełko starszego pana, często się śmiałem (na głos!), choć znalazły się tam także fragmenty, przy których “coś mi wpadło do oka”. Kilkakrotnie przyłapywałem się na tym, że sam zazdroszczę Hendrikowi Groenowi pogody ducha i niezwykłej umiejętności znajdowania małych radości, z których z pewnością da się uzbierać trochę szczęścia.
Z książki:
“Moja analiza: starzenie się to proces odwrotny do rozwijania się od noworodka do osobnika dorosłego. Fizycznie przechodzi się od samodzielności do coraz silniejszego bycia zależnym. Sztuczne biodro, bajpas, pigułka na to i na tamto. Byle nakarmić i dopilnować, żeby było sucho. A kiedy śmierć każe na siebie za długo czekać, człowiek kończy jako bełkoczący stary dzidziuś w pieluszce i z cieknącym nosem. Droga od zera do lat osiemnastu jest pełna wyzwań, wspaniała i ekscytująca, człowiek sam decyduje o swoim życiu. Koło czterdziestki jest silny, zdrowy i wszytstko od niego zależy. Szczytowy okres. Niestety, świadomość tego przychodzi najczęściej wtedy, kiedy już od jakiegoś czasu trwa schyłek, kiedy powoli i niepostrzeżenie perspektywy stają się coraz mniejsze, a życie - coraz bardziej puste. Aż wreszcie najważniejsze cele dnia przybierają formę kawałka ciasta i filiżanki herbaty. Grzechotka dla osoby w podeszłym wieku.
Przepraszam. Trochę się zagalopowałem.
A przecież sam wykonałem właśnie kilka doniosłych kroków, by jeszcze mieć coś z życia, zanim zejdę z tego świata. W gronie nowych przyjaciół i snując szalone plany. Juhuuu!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz