środa, 3 stycznia 2018

Pasja – droga do zatracenia

Bohaterów jest trzech. Saddam tytułowy „trębacz z Tembisy” król południowoafrykańskich kibiców, wynalazca wuwuzeli. Nelson Mandela najdłużej przetrzymywany więzień polityczny, legendarny przywódca ANC i pierwszy czarny prezydent, bohater przemian prowadzących do zniesienia apartheidu w RPA. Wojciech Jagielski autor, reporter; człowiek, który, jak dwaj pozostali, niemal bez reszty poświęcił się swojej pasji.

Oddanie się tej nieokiełznanej sile przyciągania, każącej niektórym rezygnować z życia osobistego, rodzinnego, narażać się na niebezpieczeństwa, iść pod prąd stało się tematem tej niebanalnej książki. Każdy z trzech bohaterów podporządkował się jakiejś pasji, dał się uwieść przekonaniu o szczególnej roli, jaką ma do odegrania: Mandela jako społecznik, lider, przywódca, polityk; Saddam jako wielbiciel futbolowych widowisk dyscypliny sportu traktowanej w Afryce niezwykle poważnie; wreszcie Jagielski z jego nieodpartą potrzebą bycia tam, gdzie dochodzi do najważniejszych, kluczowych, historycznych wydarzeń.

Dwaj afrykańscy bohaterowie tej książki stają się jakby lustrem dla samego autora. Mandela jest tu nie tylko symbolem doniosłych przemian, ale także punktem odniesienia, do którego Jagielski wielokrotnie próbuje się dostać, być w pobliżu, śledzić. Jest też kimś, kto w jakiejś mierze, przez swój upór, żelazną konsekwencję, niezłomność przypomina samego Jagielskiego. Saddam, choć jego pasja wydaje się graniczyć z szaleństwem, a postronnym każe odnosić się do niego z rezerwą, jest także uosobieniem niegasnącego żaru, spontanicznej potrzeby poświęcenia się wyłącznie kibicowaniu piłka nożna to całe jego życie.

Fenomen poświęcenia dla jakiejś sprawy lub zniewolenia ideą. Fanaberia granicząca z brakiem odpowiedzialności czy też powołanie, konieczność, powinność? Dla każdego z nich pasja staje się sednem życia, jego sensem, drogą, z której nie można zboczyć, której nie można porzucić, pomimo trudności, zwątpień, pokus.

Tacy ludzie zasługują często na miano wariatów i geniuszy. Zapisują swoje imiona wśród największych, budzących podziw, herosów, ale także szaleńców i siejących postrach szarlatanów.

Czasem im zazdroszczę tej niewzruszonej ambicji, wyraźnego wytyczenia własnego celu, odważnego kreślenia niebosiężnych planów. Zazdroszczę też radości z sukcesów i unikatowych osiągnięć, które często bywają jednak okupione wieloma stratami. Tu nie ma darmowych obiadów. Cierpią rodziny, przyjaciele i sami pasjonaci, ryzykujący swoją wolnością, swoim zdrowiem i życiem.

Chcę także pielęgnować własne zainteresowania. Życzę sobie nieprzerwanej możliwości kontynuowania teatralnej przygody, robienia (również zawodowo) tego, co lubię. Mam nadzieję, że przede mną kolejne artystyczne wyzwania... Takie niewielkie na moją miarę. Nie oddam się im bez reszty.


Z książki:

      „Nie widywał już żony ani dzieci. Nawet w wolne dni i święta, bo wtedy albo uciekał do sali gimnastycznej, albo odwiedzali go partyjni towarzysze, by długo w noc rozmawiać o polityce, naradzać się, snuć plany.
      Zamknął w końcu nawet swoją kancelarii, bo [...] przestało mu starczać czasu na pracę.
      Przestało mu też na niej zależeć i zrzucił obowiązek utrzymania rodziny na barki żony. [...]
      Któregoś dnia, zwolniony za kaucją z kolejnego aresztu, zastał swój dom w Soweto pusty. Nie było w nim żony, dzieci, mebli, nawet firanek w oknach.
      Evelyn nigdy nie potrafiła zrozumieć jego zaślepienia polityką. Uważała, że postradał rozum, dał się opętać, ktoś rzucił na niego urok. [...]
     Skąd brało się to nienasycenie, ten obłęd, który nie pozwalał jej mężowi cieszyć się tym, co innym dałoby szczęście? [...] Po co była mu rodzina, żona, dzieci, skoro co innego wypełniało mu życie?”

      „W swojej zachłanności pragnął mieć wszystko, także to, co się w życiu nawzajem wyklucza.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz