Zawsze chciałem uporządkować jakoś własne lektury. Robiłem więc mocne postanowienia, że oto skoncentruję się wreszcie na wybranych tematach, autorach, ściśle określonych literaturach narodowych, odrzucając resztę ze świadomością, że nie da się wszystkiego przeczytać. Jednak moje lektury nie miały nigdy z tymi rozstrzygnięciami nic wspólnego. Czytam zazwyczaj niechlujnie przeskakując od literatury faktu do kryminału, od dziewiętnastowiecznej powieści do dzisiejszej fantastyki, od Kołakowskiego do Chmielewskiej, od Eco do Cejrowskiego, od książek lagrowych do wywiadów z gwiazdami dzisiejszego kina i teatru… W efekcie nie znam się na niczym. Mam jedynie blade pojęcie o kilku autorach, którzy byli tak mili i nie napisali w życiu zbyt wielu książek. To nie kokieteria! To frustracja i ciągły wyrzut sumienia. To męczarnia kolejnego wyboru, który poza krótkotrwałą przyjemnością zmiany, powiększa tylko mój grzech.
Też tak mam. Tylko nie mam frustracji. Nie mam też wyrzutów sumienia.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to wielkie szczęście nie znać się na na niczym. Prawdziwe kłopoty zaczynają się jak człowiek ma silne wrażenie, że się na czymś zna.