Tuż przed weekendem ukazał się najnowszy numer gazety ARTBok* (kwartalnik Białołęckiego Ośrodka Kultury), a w nim moja rozmowa z Prodziekanem Wydziału Reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej, historykiem sztuki - Jarosławem Kilianem, który od lat, jako juror, towarzyszy organizowanemu przez mój ośrodek kultury Ogólnopolskiemu Festiwalowi Teatrów Amatorskich "Garderoba Białołęki". Oto mały, lecz ciekawy i ważny dla mnie fragment:
Ja: Wkurza mnie przekonanie niektórych jurorów, słyszane na festiwalach coraz częściej, że teatr amatorski powinien przede wszystkim zajmować się problemami jego twórców, którzy o swoich przeżyciach, troskach i radościach opowiedzą na dodatek za pomocą autorskiej formy, własnego tekstu i partytury spektaklu powstałej w procesie improwizacji i eksperymentów. Co pan myśli o takim szufladkowaniu amatorów?
Jarosław Kilian: To wcale nie musi być tak. Takie stawianie sprawy jest próbą zepchnięcia ruchu amatorskiego do roli jakiejś terapii, do sposobu opowiadania samemu o sobie, do działalności, której głównym adresatem jest sam twórca.
Jarosław Kilian: To wcale nie musi być tak. Takie stawianie sprawy jest próbą zepchnięcia ruchu amatorskiego do roli jakiejś terapii, do sposobu opowiadania samemu o sobie, do działalności, której głównym adresatem jest sam twórca.
Co prawda każdy artysta w jakiś sposób, za pomocą sztuki, mówi o sobie. Również, kiedy opiera się na cudzym tekście, cudzej twórczości. Trzeba mieć w sobie dużą dozę bezczelności, albo mocne przekonanie o ważności własnego przekazu, by decydować się na zawracanie innym głowy swoją prywatnością. Poza tym, niebazowanie na gotowym tekście, wypracowanie spektaklu autorskiego od a do zet, jest o wiele trudniejszym wyzwaniem teatralnym, niż praca w oparciu o dobry dramat, który także często pozwala nam mówić o nas. O nas przecież opowiada Sofokles, Szekspir i Czechow. Mickiewicz i Fredro też.
Ja: Trzeba jednak przyznać, że i z takich działań, które u swych podstaw mają właśnie terapię albo poszukiwanie własnej formy wypowiedzi, mogą również wyrastać znakomite spektakle.
Jarosław Kilian: Oczywiście. To są różne metody. Nie ma jednego przepisu. Ci, którzy mówią, że są przepisy, najczęściej ulegają skostnieniu. Siła artysty polega na chęci poszukiwania jakichś nowych odkryć, własnej drogi, nawet jeżeli ta droga jest czasem błędną ścieżką, albo nie prowadzi od razu do ważnych rezultatów. Trzeba się więc wystrzegać mówienia jaki powinien być teatr amatorski, jaki powinien być teatr zawodowy; on po prostu powinien być dobry, interesujący dla widza, nieprzewidywalny, porywający, piękny.
Ja: Trzeba jednak przyznać, że i z takich działań, które u swych podstaw mają właśnie terapię albo poszukiwanie własnej formy wypowiedzi, mogą również wyrastać znakomite spektakle.
Jarosław Kilian: Oczywiście. To są różne metody. Nie ma jednego przepisu. Ci, którzy mówią, że są przepisy, najczęściej ulegają skostnieniu. Siła artysty polega na chęci poszukiwania jakichś nowych odkryć, własnej drogi, nawet jeżeli ta droga jest czasem błędną ścieżką, albo nie prowadzi od razu do ważnych rezultatów. Trzeba się więc wystrzegać mówienia jaki powinien być teatr amatorski, jaki powinien być teatr zawodowy; on po prostu powinien być dobry, interesujący dla widza, nieprzewidywalny, porywający, piękny.
*gazeta dostępna bezpłatnie w siedzibie i na stronie Białołęckiego Ośrodka Kultury
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz