środa, 16 października 2013

Beże, róże – rzyg na murze

        Moi teściowie mieszkają w Ostrołęce. Bardzo lubię tam jeździć, choć każdy weekendowy pobyt w tym onegdaj wojewódzkim mieście przyprawia mnie o kłujący ból źrenic. Wszystko przez niesłychane nagromadzenie rozwiązań architektonicznych tak paskudnych, niedopasowanych i pokracznych, że patrzeć się spokojnie nie da. Od dawna myślę o namówieniu jakiegoś fotografa na sesję Ostrołęka –miasto skrzywdzone. Wątpię jednak, by wystawa sprowokowałaby kogokolwiek do radykalnych zmian w krajobrazie tej niewielkiej miejscowości, dla której mam tak wiele ciepłych uczuć…
Z góry skazaną na niepowodzenie próbę rozprawienia się z polskim bezguściem podjął Filip Springer w książce Wanna z kolumnadą. Piętnuje w niej programową brzydotę osiedli, brak sensownych planów zagospodarowania przestrzennego, kompletne olewactwo wszystkiego, co jest dobrem wspólnym, skłonność do podrabianej góralszczyzny albo supereklektycznego przepychu, objawiającego się nadmiarem niby-antycznych zdobień. Springer daje wyraz swej bezradności wobec zalewu wielkoformatowej reklamy i powszechnej zgody na dewastację przystanków, słupów informacyjnych, witryn sklepowych, kiosków i wszystkiego na czym da się nakleić choćby mikry plakacik czy ulotkę…
Jeden z rozdziałów poświęca „pastelozie” – chorobie, która jak wirus przenosi się z bloku na blok, zazwyczaj wraz z tzw. termomodernizacją wielkopłytowych mrówkowców. Malowania, które pojawiają się na świeżo wyremontowanych budynkach są, jak Polska długa i szeroka, hołdem składanym domorosłym artystom-plastykom – czyli najczęściej szefom wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych. Ich gusta decydują o najbardziej wyrafinowanych połączeniach kolorystycznych: blady róż przeplata się z trawiastą zielenią i wszelkimi odcieniami brązu; żółte pasy swobodnie poddają się niebieskim kwadratom okien, siena palona flirtuje z akwamaryną…
Dopiero teraz, dzięki autorowi Wanny… wiem, że to właśnie „pasteloza” jest odpowiedzialna za szczytowe osiągnięcia ostrołęckiej twórczości nablocznej. Osiedle „Centrum” pyszni się nawet pokryciem elewacji w geometryczne, naiwno-schematyczne wzory, przywodzące na myśl prace przygłupiego przedszkolaka. Są na tych blokach słoneczka z oczkami i uśmiechniętymi buźkami, są jakieś tęcze, łódeczki – cały świat w kolorach  nie dających się ze sobą pogodzić. Jest też budynek mieszkalny, na którym kazano wymalować dwa geometryczne domki o spiczastych dachach. Świetna zabawa, bo prawdziwe okna w bloku robią za okienka w namalowanych chatkach, a wejścia do klatek za naturalne ganeczki. Słodycz nieziemska!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz