czwartek, 4 września 2014

Indie raz jeszcze

Drugi raz w tym roku sięgnąłem po książkę nieznanej mi wcześniej autorki – Pauliny Wilk. Drugi raz wszedłem w świat wielkich i odległych Indii, bo o nich właśnie młoda dziennikarka pisze w swej reporterskiej opowieści. Tę książkę naprawdę warto przeczytać. Uważam, że jest znacznie lepsza od opisanej tu przeze mnie wcześniej. Inaczej bowiem niż u Skawińskiego, Lalki w ogniu pomyślane zostały jako całość, a nie zbiór uprzednio powstałych tekstów o różnej tematyce i odmiennych formach.

Autorka ma znakomite pióro, co potwierdziła także w swojej późniejszej książce, poświęconej zbiorowemu portretowi pokolenia moich rówieśników (o Znakach szczeólnych czytaj tutaj). Jej sprawność pisarska dodaje blasku z założenia nieliterackim tekstom; sprawia, że ich lektura jest po prostu przyjemnością, a klarowny zamysł kompozycyjny i przystępność, z jaką potrafi oddać egzotyczne dla nas realia i zawiłości obcej kultury, powodują, że nawet laik – taki jak ja – może śmiało wejść na nieznany grunt i bez obaw dać się prowadzić swojej przewodniczce – Paulinie Wilk.

     „Indie żyją w wielu stuleciach naraz. […] Kariera w korporacji, zamiłowanie do cheeseburgerów i stypendium na brytyjskiej uczelni zwykle znajdują spektakularny finał w hinduskiej ceremonii ślubnej i małżeństwie ze znajomą dziewczyną czy chłopakiem, odpowiednio urodzonymi i zaakceptowanymi przez rodzinę. […]
     Indyjska diaspora szczyci się konserwatyzmem. Im bogatsze rodziny i im więcej mają możliwości, tym bardziej rygorystycznie przestrzegają rytualnej i rodowej czystości – w zamożnych i wpływowych domach biją dwa zegary. Ale tylko jeden posuwa czas naprzód. […]
      Czasy różnie odmierzane, pochodzące z odległych epok, sąsiadują ze sobą w całkowitej obcości: Indie to wszechświaty, które się rozmijają. Bosonogie sprzątaczki z modnych apartamentowców odbywają podróż w czasie. Pochodzą z wiosek pozbawionych prądu i bieżącej wody, żyjących zgodnie z rytmem dnia i nocy. Nowoczesność zjawia się tam jedynie w postaci plastikowego dzbana na wodę, tanich ubrań z poliestru i butelek coca-coli. 
      Stamtąd kobiety trafiają do rozświetlonych metropolii, gdzie skrupulatnie odtwarzają dawny styl życia. Gotują na żywym ogniu, śpią na ziemi, rodzą bez opieki lekarskiej. Najmują się do pracy w ekskluzywnych domach pełnych tajemniczej elektroniki, której boją się dotknąć. 
   Nad głowami niepiśmiennych biedaków przelatują odrzutowce. […] Wieżowce ze szkła i stali rosną dzięki bambusowym rusztowaniom powiązanym konopnymi linami. Tłuste byki ciągną na polach drewniane pługi i płoszą się na dźwięk motorów. […] Jednego dnia rozmijają się wieki.”

Serdecznie dziękuję moim przyjaciołom, którym bezczelnie buchnąłem tę książkę z półki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz