środa, 11 marca 2015

Nie taki ksiądz czarny...

W ten rok wchodziłem lekturą wywiadu-rzeki z księdzem Janem Kaczkowskim – szefem puckiego hospicjum, który sam od czerwca 2012 roku zmaga się z chorobą nowotworową. Narzekając w poprzednim wpisie na brak porządnych księży w Polsce, którzy by potrafili zabierać głos w sprawach najważniejszych w sposób odpowiedzialny i szczery, powinienem pamiętać o tym niezwykłym duchownym.

To wcale nie własna choroba, jak może chciałyby media, stawia tego człowieka w roli specjalisty od cierpienia związanego z umieraniem. To jego zaangażowanie w budowanie i prowadzenie jednego z najlepszych ośrodków hospicyjnych w Polsce, jego nieustanne towarzyszenie chorym i umierającym jako duchownego, ale także jako powiernika, przyjaciela; w końcu też dbałość o odpowiednie przygotowanie lekarzy i terapeutów do pracy z osobami, dla których lekarska diagnoza okazała się wyrokiem.

Siła charakteru, niezłomność, radykalizm w myśleniu i działaniu, bezkompromisowość, a także czułość, empatia oraz wielka pokora wobec tego, czego zmienić się nie da – te wszystkie cechy spotkały się w skromnym, budzącym ogromną sympatię mężczyźnie, który z Katarzyną Jabłońską rozmawia o życiu, umieraniu, Bogu i Kościele bez owijania czegokolwiek w bawełnę; prosto, szczerze, czasem brutalnie…

      „Jako dziewiętnastolatek wierzyłem w Kościół jak ideowy komunista w partię. To się zmieniło. Niestety, jestem zawiedziony Kościołem jako instytucją totalną, która di mówi, co masz myśleć, gdzie masz mieszkać, która mówiąc o wolności i godności człowieka, często sama ją depcze. Nawet prawo kanoniczne nie jest w Kościele respektowane – mam na myśli prawo do obrony, do dobrego imienia, do wolności, także wolności sumienia. Dzieje się tak szczególnie wobec duchownych, a zwłaszcza wobec zakonnic.”

       „Nie w pełni wiem, jak miał wyglądać Kościół, którego chciał Chrystus. Myślę jednak, że wolno mi wątpić w to, że chciał w Kościele hierarchicznej i feudalnej struktury, która jest pokłosiem średniowiecza. […] A jeśli chodzi o własne podwórko, to – mówiąc marketingowo – produkt, jaki serwuje typowa parafia, jest na żenującym poziomie, począwszy od plastikowego wystroju kościoła po poziom kazań czy w ogóle oferty duszpasterskiej. Znaczna część moich kolegów, gdyby ich ocenić jedynie pod względem profesjonalizmu wykonywanej pracy, straciłaby robotę. W Kościele pracuje się jak za komuny, to znaczy często się… nie pracuje. Dominuje bylejakość w pracy duszpasterskiej, w sposobie sprawowania liturgii, w tak zwanej posłudze myślenia, do której Kościół również jest powołany i którą zobowiązany jest pełnić.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz