Tę książkę Springera najlepiej czytać od połowy. Pierwsza część zawiera bowiem niesłychanie drobiazgowy szkic historyczny traktujący o wzlotach i upadkach polskich
spółdzielni mieszkaniowych. Ruch spółdzielczy odmalowany jest z iście
benedyktyńską skrupulatnością. Śledzimy więc różnorakie pomysły i
sposoby na realizację przedsięwzięć, mających uboższym warstwom
udostępnić w krótkim czasie tani i godziwy dach nad głową. Poznajemy
inicjatorów, polityków, działaczy oraz wykonawców budowlanych planów,
dowiadujemy się które spółdzielnie mogły liczyć na państwową pomoc, a
które nie. Wraz z autorem odwiedzamy narady i wiece, wysłuchując
przemówień i odezw. Przekonują one jednak przede wszystkim już
przekonanych do prospołecznych inicjatyw mieszkaniowych. W większości
nudne jest to przeokropnie. Choć oczywiście daje pewne światło na
dzisiejsze, wolnorynkowe problemy i paranoje, które z wielką
determinacją śledzi Springer i opisuje w drugiej części 13 pięter.
Tu właśnie rozpoczyna się ciekawa, wciągająca wręcz lektura. W trzynastu reporterskich obrazkach pojawiają się wszelkie doskwierające nam obecnie dziwactwa i kurioza rządzące rynkiem nieruchomości. Autor dla każdego z tych kuriozów stara się znaleźć egzemplifikację. Spotyka się więc z ludźmi wyrzuconymi z domów przez bezwzględnych „czyścicieli kamienic”, pyta dwudziesto- i trzydziestoparolatków o ich kilkudziesięcioletnie zobowiązania kredytowe, śledzi postanowienia kolejnych rządów, które z zadziwiającą konsekwencją wspierały deweloperów i wielkich graczy, spychając na margines detalicznych nabywców. W swoich dociekaniach Springer staje zawsze po stronie słabszych – „frankowiczów” oszukanych przez doradców kredytowych; starszych ludzi wykorzystanych przez nieuczciwych nabywców; najemców kawalerek, pokoi, klitek, postawionych pod ścianą wysokich cen i skazanych na wieczną niepewność oraz nieograniczone niemal niczym widzimisię właścicieli.
Chory system mieszkaniowy, niewydolność samorządów, na których barki zrzucono państwową politykę lokalową, napuchnięty rynek, na którym ceny już dawno powędrowały poza pułap dostępny zwykłemu śmiertelnikowi stara się opisać Filip Springer, wskazując jednocześnie na nieliczne udane próby przezwyciężania tego impasu. Remedium na tę zapaść mają być według niego właśnie Towarzystwa Budownictwa Społecznego, będące w pewnym stopniu kontynuacją dawnych spółdzielni. Jednak i one pozbawione tanich kredytów i poważnego wsparcia ze strony rządu, stają się kolejnymi komercyjnymi graczami na trudnym polskim rynku nieruchomości.
Chory system mieszkaniowy, niewydolność samorządów, na których barki zrzucono państwową politykę lokalową, napuchnięty rynek, na którym ceny już dawno powędrowały poza pułap dostępny zwykłemu śmiertelnikowi stara się opisać Filip Springer, wskazując jednocześnie na nieliczne udane próby przezwyciężania tego impasu. Remedium na tę zapaść mają być według niego właśnie Towarzystwa Budownictwa Społecznego, będące w pewnym stopniu kontynuacją dawnych spółdzielni. Jednak i one pozbawione tanich kredytów i poważnego wsparcia ze strony rządu, stają się kolejnymi komercyjnymi graczami na trudnym polskim rynku nieruchomości.
P.S.: Książkę pożyczyłem od oczytanej koleżanki z Domu Kultury "Włochy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz