Dariusza Rosiaka znam z czytanej niegdyś z wielkim zainteresowaniem książki o księdzu Romualdzie Jakubie Wekslerze-Waszkinelu, a także z Domu Kultury “Włochy”, gdzie mam okazję czasem go spotkać…
Jego ostatnia książka, Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan, jest lekturą niezwykle wymagającą, wręcz trudną. Ale taką właśnie być musi, skoro dotyka tematu jedynie z pozoru rozpoznanego - w rzeczywistości mamy bowiem bardzo blade pojęcie o relacjach międzyreligijnych i międzykulturowych w Turcji, Kurdystanie, Egipcie, Izraelu, Iraku, Libanie, Syrii i innych miejscach, do których Rosiak dotarł w swej podróży ku źródłom chrześcijaństwa i, o paradoksie!, źródłom największych dzisiaj i najbardziej niepokojących konfliktów.
Zaszłości historyczne, dogmatyczne niuanse i zadawnione spory, a także zawiązywane w nadziei na pokój i ocalenie egzotyczne sojusze kościołów i krwawych dyktatur dowodzą, że nasze europejskie rozumienie bliskowschodnich skomplikowanych procesów społecznych jest obarczone wieloma stereotypami, zastępującymi rzetelną wiedzę oraz nieuprawnionym poczuciem wyższości, które tylko zaciemnia perspektywę.
Z łatwością ferujemy wyroki, nie próbując zrozumieć prawdziwych przyczyn; potępiamy lub wyrażamy poparcie, a nawet interweniujemy (Irak, Afganistan) nie potrafiąc jednak zapewnić stabilizacji, wyciszyć konfliktów… Zbieramy więc żniwo, nie chcąc jednak przyznać, że Daesz i nasilające się ataki terrorystyczne są także naszą porażką, naszym zaniechaniem i po części również naszą winą.
“Wielu ludzi nie przyjmuje do wiadomości faktu, że rzeczywistość jest skomplikowana, łatwiej jest na podstawie jednego incydentu albo wypowiedzi tworzyć trwałe uogólnienia. Widać to zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych, kiedy tęsknimy za historią, która byłaby oparta na znanych wcześniej, niezmiennych założeniach. Stąd w relacjach z Bliskiego Wschodu stwierdzenia typu: Islam jest religią przemocy, Żydzi nienawidzą Palestyńczyków, Turcy nienawidzą Ormian. Stąd uproszczone opisy, w których wyjątek może uzyskać rangę normy, bo pasuje do wcześniej stworzonego przez nas obrazu.”
Rosiak pisze swą niełatwą książkę wbrew prostym, łatwostrawnym odpowiedziom na trudne pytania. Za tę robotę należy mu się uznanie i uważna lektura.
P.S. W książce znalazłem także inny fragment, który wyraża także moje głębokie przekonanie o tym, co jest prawdziwą miarą tolerancji i zwykłej ludzkiej przyzwoitości (z Dariuszem Rosiakiem rozmawiał brat Louis-Marie Coudray z Abu Ghusz):
"- [...] Laickość państwa nie polega bowiem na wypieraniu przejawów religijności z życia publicznego.
- Francuski benedyktyn krytykuje laickość?
- A co innego można robić? We Francji laickość stała się chorobą ideologiczną. Jeśli w przestrzeni publicznej nie można postawić pomnika papieża, bo rzekomo kłóci się to z zasadą laickości państwa, to mamy do czynienia z poważną aberracją. Wypieranie wymiaru religijnego z życia ludzi budzi ich frustrację i powoduje ostatecznie schizofrenię społeczną. Prawdziwa laickość polega na akceptacji różnic między nami.”
Jego ostatnia książka, Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan, jest lekturą niezwykle wymagającą, wręcz trudną. Ale taką właśnie być musi, skoro dotyka tematu jedynie z pozoru rozpoznanego - w rzeczywistości mamy bowiem bardzo blade pojęcie o relacjach międzyreligijnych i międzykulturowych w Turcji, Kurdystanie, Egipcie, Izraelu, Iraku, Libanie, Syrii i innych miejscach, do których Rosiak dotarł w swej podróży ku źródłom chrześcijaństwa i, o paradoksie!, źródłom największych dzisiaj i najbardziej niepokojących konfliktów.
Zaszłości historyczne, dogmatyczne niuanse i zadawnione spory, a także zawiązywane w nadziei na pokój i ocalenie egzotyczne sojusze kościołów i krwawych dyktatur dowodzą, że nasze europejskie rozumienie bliskowschodnich skomplikowanych procesów społecznych jest obarczone wieloma stereotypami, zastępującymi rzetelną wiedzę oraz nieuprawnionym poczuciem wyższości, które tylko zaciemnia perspektywę.
Z łatwością ferujemy wyroki, nie próbując zrozumieć prawdziwych przyczyn; potępiamy lub wyrażamy poparcie, a nawet interweniujemy (Irak, Afganistan) nie potrafiąc jednak zapewnić stabilizacji, wyciszyć konfliktów… Zbieramy więc żniwo, nie chcąc jednak przyznać, że Daesz i nasilające się ataki terrorystyczne są także naszą porażką, naszym zaniechaniem i po części również naszą winą.
“Wielu ludzi nie przyjmuje do wiadomości faktu, że rzeczywistość jest skomplikowana, łatwiej jest na podstawie jednego incydentu albo wypowiedzi tworzyć trwałe uogólnienia. Widać to zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych, kiedy tęsknimy za historią, która byłaby oparta na znanych wcześniej, niezmiennych założeniach. Stąd w relacjach z Bliskiego Wschodu stwierdzenia typu: Islam jest religią przemocy, Żydzi nienawidzą Palestyńczyków, Turcy nienawidzą Ormian. Stąd uproszczone opisy, w których wyjątek może uzyskać rangę normy, bo pasuje do wcześniej stworzonego przez nas obrazu.”
Rosiak pisze swą niełatwą książkę wbrew prostym, łatwostrawnym odpowiedziom na trudne pytania. Za tę robotę należy mu się uznanie i uważna lektura.
P.S. W książce znalazłem także inny fragment, który wyraża także moje głębokie przekonanie o tym, co jest prawdziwą miarą tolerancji i zwykłej ludzkiej przyzwoitości (z Dariuszem Rosiakiem rozmawiał brat Louis-Marie Coudray z Abu Ghusz):
"- [...] Laickość państwa nie polega bowiem na wypieraniu przejawów religijności z życia publicznego.
- Francuski benedyktyn krytykuje laickość?
- A co innego można robić? We Francji laickość stała się chorobą ideologiczną. Jeśli w przestrzeni publicznej nie można postawić pomnika papieża, bo rzekomo kłóci się to z zasadą laickości państwa, to mamy do czynienia z poważną aberracją. Wypieranie wymiaru religijnego z życia ludzi budzi ich frustrację i powoduje ostatecznie schizofrenię społeczną. Prawdziwa laickość polega na akceptacji różnic między nami.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz