Nie wiem, czy książkę zatytułowaną Slow life powinno się szybko czytać. Mnie wystarczyły dwa wieczory – ciepłe, grudniowe, przedświąteczne, sprzyjające lekturze
sześciu nieśpiesznych rozmów ojca Leona Knabita z gośćmi tynieckiego
klasztoru: Anną Dymną, Markiem Kamieńskim, Joanną Kołaczkowską, Cezarym
Nowakiem „Cezikiem”, Marcinem Prokopem i Krzysztofem Skórzyńskim.
Dużo bardziej niż chwytliwe konkluzje, błyskotliwe tezy i zdania-do-zapamiętania, ujęła mnie niezwykła atmosfera tych spotkań. Myślę, że po trosze udziela się ona czytelnikowi. Spokój, głębszy oddech, ciekawość drugiego człowieka, naturalna życzliwość i poczucie humoru, uśmiech… Trochę spraw błahych i trochę poważnych tematów: czy jesteśmy w stanie zwolnić?, zatrzymać się?, pomyśleć o sobie i swoich bliskich?, pomodlić?, wziąć odpowiedzialność nie tylko za pracę i gromadzone pieniądze, ale także za jakość naszego życia, czas, którego przecież tak bardzo nie chcemy tracić, choć tak łatwo przecieka przez palce.
Dobrze, że są takie miejsca, w których łatwiej się wyciszyć, wsłuchać w siebie. Dobrze, że są ludzie, którzy umieją wysłuchać i pocieszyć. My także, czytając te rozmowy, zostajemy zaproszenie do dialogu i kontemplacji.
„O. LEON KNABIT: Trochę jak w tym żarcie:
- Co będziesz dziś robił?
- Nic nie będę robił.
- Przecież wczoraj też nic nie robiłeś.
- Ale nie skończyłem.”
Książkę otrzymałem dzięki uprzejmości Księgarni Matras.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz