Może nic się nie stanie, gdy się coś tylko wydarzy? Lepiej jak się zadzieje! Wtedy spęcznieje i buchnie, będzie efekt łał.
Co ci się zadziało? (z troską, matka do syna)
Co tu się zadziewa? (z wyrzutem, nauczycielka w klasie)
Dziś już nic się nie zadzieje! (z dekadencją w głosie, poeta)
To się musi zadziać! (wróżka)
Innym językowym szaleństwem czasu jest dziwaczna, przywleczona bodaj z angielszczyzny konstrukcja „umieć w coś”, zamiast znać się, być w czymś dobrym, potrafić, po prostu umieć coś… „Jak umieć w rozchodzenia/rozwody?” – takim zdaniem zachęca młoda pani psycholog do posłuchania jej podcastu. Może sama nie umie w tytuły? Nie dobrze robi w tytuły? W zdania jej nie idzie za bardzo. Mówi też, że „rozwody i separacje są o relacjach” i „o szacunku”. Jak wszyscy wiedzą, kot jest o przytulaniu, a pies o podaj łapę, murarz o cegłach, a pani psycholog jest o problemach; tych gramatycznych także.
Przecież nie tylko podcastowa terapeutka tak mówi. Słyszę to w rozmowach radiowych z ust dziennikarzy, ekspertów, gości programu, którzy chcą, żeby w wypowiedzi coś się zadziało. Dlatego też w ich narracjach modne słowo „narracja” pada przynajmniej trzy razy w ciągu piętnastu minut – taka jest norma porannych audycji, niegłupiego skądinąd, radia TOKfm.
Wiem, że zrzędzę, pierdzielę, jak na starego pierdziela przystało. Czepiam się i ogólnie tragedia, masakra, płaskoziemstwo i dziadostwo, ale budzi się we mnie od czasu do czasu purysta. Wyczuwam podskórne drżenie, które jest o polszczyźnie. Coś się takiego ze mną zadziewa, że nie robię dobrze w chillout i wyostrza mi się narracja.
Cóż? Każdy umie, jak potrafi.
Ale to radio to chyba jest niegłupie, a nie "nie głupie"? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuń