środa, 9 czerwca 2021

Ja - dorobkiewicz z niższej klasy średniej

Przeczytałem „Pokorę” Szczepana Twardocha. Świetnie napisana powieść, której bohatera nie da się lubić, ale można mu współczuć. Trudno go szanować, jednak niełatwo zupełnie skreślić. Doświadczenie Wielkiej Wojny, wykorzenienie, konieczność życia w świecie pozbawionym dotychczasowej formy nie pozwalają gardzić Aloisem Pokorą – koniunkturalistą, drobnomieszczaninem z awansu, człowiekiem bez kręgosłupa, bez określonej przynależności klasowej, politycznej, społecznej…

Przez pewien czas zastanawiałem się, dlaczego Twardoch pokazuje nam kogoś takiego. Czy tylko po to, by podkreślić majestat i okrucieństwo historii, która rozczłonkowuje życie narodów i pojedynczych istnień, odbierając możliwość zakotwiczenia w świecie? Czy zamiarem autora jest postawienie pytań o oczywiste podziały, formy życia, uznany porządek współczesnej Europy, które niemal równo sto lat temu nie miały z dzisiejszymi nic wspólnego? Może tak.

Przykrym lecz zmuszającym do refleksji odkryciem było dla mnie paradoksalne utożsamienie się z tym antybohaterem. Bo przecież poczucie rozproszenia i nieciągłości, zawieszenia pomiędzy różnymi możliwymi porządkami, pomiędzy deklarowanym końcem historii a rysującymi się coraz mroczniej wyzwaniami przyszłości jest też i moim udziałem. Nie jestem już dzieckiem PRL-u, choć w nim wyrosłem, nie jestem jeszcze obywatelem świata, chociaż wolno mi podróżować i czytać. Daleko mi do zamożnych i tolerancyjnych Niemców, jednak jeszcze dalej do mnie Ukraińcom, Litwinom, Białorusinom. Czy zatem jestem już raczej Zachodni, czy jeszcze Wschodni, postkomunistyczny? Tracę orientację wśród natłoku zjawisk kultury, choć nadal próbuję budować prywatne hierarchie i otwierać się na to, co mi nieznane. Niełatwo odnajduję się w meandrach coraz bardziej mglistych, niestałych a jednocześnie radykalizujących się odłamach politycznej rzeczywistości. Nie jestem już takim katolikiem, na jakiego mnie wychowano, ale nadal przywiązuję wagę do chrześcijańskich wartości. Jestem chyba coraz bardziej lewicowy, ale dla wielu nadal zbyt konserwatywny. Czy to już koniunkturalizm, czy może tylko łatwe wygodnictwo, płynięcie z wiatrem, podlizywanie się trendom? Czy tak żyłby dzisiaj Alois Pokora – ja, dorobkiewicz z niższej klasy średniej?

Z książki:

       „Ja jestem niczym. I nikim. Jestem kompletnie wyalienowany ze swojej klasy społecznej, nieprzyjęty też do wyższej, do żadnej innej. Wyrwany rodzinie, Kościołowi, kopalni, parafii, wyrwany ze wsi, przesadzony do miast, gdzie nigdy nie zapuściłem korzeni. Wyrwany ze Śląska, połknięty przez wojnę, która wysrała mnie tu, w Berlinie, mieście zimnym, okrutnym i obojętnym, mieście, które nie zważa na ludzkie życie. […] Jestem niczym i nie potrzebuję niczego, ani państwa, ani rewolucji, ani porządku. Jestem czystą anomią. Chaosem. Opowieścią idioty, pełną gniewu i wrzasku.”

P.S.:

Mój kryzys tożsamości nie jest na szczęście tak głęboki. Na przykład czuję się i jestem Polakiem, chociaż dla niektórych zbyt mało patriotycznym, a może nawet antypolskim. Wydaje mi się, że wiem o sobie więcej, ale czy na pewno?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz