W jednym z majowych wpisów (http://pamietnikzksiazek.blogspot.com/2011/05/spotkanie-z-wojciechem-tochmanem.html) przytoczyłem wypowiedź Wojciecha Tochmana ta temat sposobu, w jaki konstruuje on własną wypowiedź literacką. Jego reportaże mają wywoływać u czytelnika wręcz fizjologiczne reakcje, włącznie z bólem i strachem; mają wzbudzać poczucie bezradności i najprawdziwszy płacz…
Temu, kto nie sięgnął jeszcze po tochmanowskie książki, mogłoby się wydawać, że tak bezpośrednie oddziaływanie poprzez tekst literacki nie jest możliwe. Kto jednak czytał Jakbyś kamień jadła albo Dzisiaj narysujemy śmierć, musiał nieraz poczuć obrzydzenie, smród rozkładających się ciał i wszechogarniający, być może nawet paraliżujący, strach na myśl o tym, że i on mógłby paść ofiarą bestialskich wojen i pogromów.
To oczywiście nie jest łatwa lektura i nie kunszt literacki autora tu podziwiam, ale jego odwagę i determinację w opisywaniu świata po apokalipsie, rzeczywistości, która nam – ludziom sytego Zachodu, którzy tak szybko zapomnieli o własnych zbrodniach, nie mieści się w głowach. Jest to lektura obowiązkowa, stawiająca na nowo stare pytania o przyczyny krwawych konfliktów i rewolucji. Jest też sposobem spłaty długu pamięci wobec tych, którzy zginęli lub muszą żyć z piętnem traumatycznej przeszłości.
„Patrzę na niego każdego ranka i żałuję. Że go nie usunęłam. Zaraz po tamtym wiele dziewczyn w obozie dla ocalonych usuwało. I ja jednego wieczoru zdecydowałam. Że zrobię to jutro. Ale we śnie usłyszałam głos: chcesz zabić dziecko? Chcesz być jak Interhamwe?
No to zrezygnowałam. I urodziłam. Wiara go ocaliła. […]
Ale, jak powiedziałam, teraz gorzko tego żałuję. Bóg mnie oszukał. Bo życie nie zwycięża śmierci. […]
Nie kocham tego chłopaka. Patrzę na niego i widzę tamtych. Nie ma ulgi. Bo on tu ciągle jest. Jak zadra jakaś. Hutu w moim domu. […] Wszyscy widzą ten podpis morderców. […] Moja matka poszła teraz w pole, mamy chwilę spokoju. Jej dzieci zostały przez nich zabite. I mąż. Tylko ja jej zostałam. I ten chłopak. Ona mu powtarza: ty żyjesz, a moje nie. Twój ojciec zabił moje dzieci!
I ja często do niego tak mówię: nie życzyłam sobie ciebie na świecie.
Chcę, żeby umarł. Nie pyta o ojca. Od razu go nauczyłam, żeby nie pytał. Miał dwa lata, kiedy po raz pierwszy powiedział: tata. Strzeliłam go w buzię bez żadnego namysłu i skutkuje do dzisiaj.
Gdybym go teraz zabiła, poszłabym do więzienia. Może tam znalazłabym spokój. Co o tym myślisz, biały człowieku?”
Wojciech Tochman: Dzisiaj narysujemy śmierć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz