Kto lubi kryminały Borisa Akunina, kto ceni tego autora, ma o nim dobre zdanie i chce go takim zapamiętać, niech pod żadnym pozorem nie bierze do ręki najnowszej powieści – Pory roku. Mam wrażenie, że Grigorij Czchartiszwili, piszący tym razem jako Anna Borisowa, chcąc spróbować swoich sił w nowej formule literackiej, popełnił widowiskowe seppuku (jak na japonistę przystało). W założeniu miała to być chyba obyczajówka dla szerokiego odbiorcy z inteligentnym „życiowym” przesłaniem. Wyszła z tego jednak powieść dla kucharek z pretensjami. Domorosła filozofia wpleciona w wielowątkową akcję z elementami powieści przygodowej, podlana miłosnym sosem. Banał goni banał, a niemal każdy podejmowany problem znajduje rychłe i nader oczywiste rozwiązanie. Przeczytałem tę książkę do końca tylko po to, by przekonać się, że finał jest równie przewidywalny.
Ponadto, polska edycja skrzy się niesłychaną liczbą językowych kulfonów; zdań tak stylistycznie okropnych, że śmiem wątpić w dobre intencje tłumaczki. Jeden z bohaterów ma w swoim Maybachu wszystko „łącznie z łącznością”, ukochany nie zwraca uwagi na „tak zwane wdzięki” wzdychającej do niego bohaterki, a „partnerzy uważają go za [pożądanego i słownego] partnera”.
Żałość, żałość, żałość…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz