Jednym z moich noworocznych postanowień jest nieużywanie słowa „ogarniam”. Mam bowiem wysypkę na to słowo, które w tak wszędobylski, bezczelny oraz irytujący sposób rozpleniło się w naszym potocznym słowniku. Fatalnym skutkiem głupawej mody wszyscy dziś „nie ogarniają” tematu, obowiązków, procedur, czasu, kalendarza, własnych i cudzych spraw, myśli, wiadomości, lektur i czego tylko dusza zapragnie. Jeśli ktoś natomiast ma głowę na karku, zna się na swojej pracy, potrafi się czymś zająć, zaopiekować, ma dryg organizacyjny, szybko przyswaja nowe informacje i sposoby działania, myśli składnie i nie sprawia mu problemu łączenie faktów to właśnie „ogarnia”. Dziś jednym słowem „ogarniają” ci wszyscy, którzy jeszcze niedawno „kumali czaczę”, „czaili bazę” i „dawali radę”…
Otóż ja „ogarniać” nie chcę. Nie zamierzam. Nie mam najmniejszej ochoty.
Od dzisiaj nie „ogarniam”!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz