Gdy na księgarskich półkach roi się od opasłych kryminałów, horrorów, rozdętych do rozmiarów książki telefonicznej opowieści z gatunku fantasy, warto zmierzyć się z nieśpiesznym rytmem wielkiej (nomen omen) powieści Wiesława Myśliwskiego Widnokrąg. Licząca ponad sześćset stron książka nie zaskakuje nagłymi zwrotami akcji, nie straszy, nie odmalowuje pociągającego i tajemniczego świata. Jej niechronologiczna fabuła, na zasadzie malarskich skojarzeń, przeplotów tworzy z wolna w czytelniczej wyobraźni barwny gobelin – opowieść o dorastaniu w okupowanej i powojennej Polsce. Główny bohater – Piotr – stara się z zakamarków pamięci wydobyć swoje dzieciństwo i młodość, by lepiej zrozumieć własną tożsamość, odkryć w przywoływanych epizodach życia jakiś sens; a być może odczytać także swoje przeznaczenie. O niezłudnej głębi jego rozmyślań niech świadczą słowa, będące zarazem jedną z możliwych interpretacji tytułu:
„A kto wie nawet, czy to nie tu jest środek mojego widnokręgu, bo jedynie tu jestem w stanie doznawać tej bolesnej dotkliwości, jak umieram za nimi i ja, a nie tylko świat dookoła mnie. I to tak zwyczajnie, pospolicie, że ta dotkliwość przeradza się w zachwyt, jakbym oto stał twarzą w twarz przed najwznioślejszą tajemnicą piękna. Chce mi się aż zanurzyć w tym umieraniu jak w kwitnącej łące i patrzeć na słońce gasnące nade mną. (…)
Być może, poszukiwałem nawet tego miejsca i broniłem się przed jego odkryciem, przeczuwając, że nie da się nigdy z niego uciec ani zastąpić żadnym innym, bo gdziekolwiek jesteśmy, to miejsce jest w nas. I nie tylko jako pamięć czy sumienie, lecz jako los, bo los to wyznaczona ci z mocy grobów przestrzeń.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz