Literatura klozetowa zyskała kolejnego piewcę. Tomasz Pindel w majowym numerze „Bluszcza” poświęcił jej cały felieton, w którym czytamy, że „musi być lekka – wymaga tego sprawa, której służy”. Prócz propozycji sedesowego kanonu lektur (z Myślami nieuczesanymi Leca i Lapidariami Kapuścińskiego na czele – jak u mnie!) – znajdujemy tu szereg porad praktycznych, z których przytoczę dwie:
„Nie należy czytać książek opasłych i ciężkich. Ubikacyjna lektura Lodu Jacka Dukaja czy Łaskawych Littella przyprawi czytelnika o skoliozę, obrzęk ramion i hemoroidy”,
„[Należy czytać] utwory niezbyt śmieszne – spazmy radości zakłócają naturalny przebieg zasadniczej czynności właściwej dla ubikacji – oraz niezbyt smutne – trudno skupiać się na fizjologicznym meritum, gdy wstrząsają nami szlochy”.
Dumą napawa mnie fakt, że do grona popularyzatorów literatury toaletowej (czy też literackiej toalety) dołączyłem już ponad rok temu, kiedy opublikowałem pierwszy wpis w moim skromnym pamiętniczku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz