czwartek, 4 grudnia 2014

Koszmar teatralny

W ostatnim z felietonów z cyklu "Zrzędność i przekora", Janusz Majcherek - krytyk teatralny, znany mi również jako juror wielu festiwali i konkursów, zwierzył się:

"[...] od czasu do czasu śni mi się taki sen: dowiaduję się w ostatniej chwili, że mam zagrać dużą rolę w jakimś przedstawieniu – coś w rodzaju Hamleta albo Gustawa-Konrada; publiczność już czeka, kurtyna zaraz pójdzie w górę, ja stoję w kulisie, stremowany, ale i podniecony, aż nagle uświadamiam sobie, że przecież nie umiem tekstu. I, rzecz jasna, wpadam w panikę. Jest to koszmar senny chyba jeszcze bardziej dręczący niż ten, w którym, będąc już dorosłym człowiekiem, mam przystąpić do matury z przedmiotu typu chemia czy fizyka, mimo że nic, ale to nic nie pamiętam".

I zwierzeniem swym trafił w sedno. Otóż teatr, w którym amatorsko występuję już od ponad siedemnastu lat, śni mi się wyłącznie w ten sposób. To zmora, której nijak pozbyć się nie mogę. Koszmary teatralne, śnione zresztą w różnych wariantach, nieodmiennie sprowadzają się do tego samego: zostaję na scenie sam, bo koledzy czmychają w kulisy, nie wiem, co gram, ale próbuję jakoś ratować sytuację; nic to jednak nie daje - publiczność zaczyna głośno rozmawiać, komentować klapę, aż w końcu ostentacyjnie wychodzi. Kurtyna, jak na złość, nie chce opaść, by miłosiernie zakończyć moją tragedię - tym razem również osobistą.

W realu nie mam tego typu problemów. Nie miewam tremy przed występami (jedyną przedspektaklową reakcją mojego organizmu jest trudna czasem do opanowania senność), w sytuacjach podbramkowych zazwyczaj potrafię zachować zimną krew i ratować, choćby improwizując, niefortunną wpadkę. Z Kompanią Teatralną Mamro, z którą w mijającym roku obchodzimy dziesięciolecie wspólnej pracy, zdobyłem worek prestiżowych nagród. Grając przede wszystkim repertuar komediowy, mam często wielką frajdę z zabawy z publicznością, która zazwyczaj żywo reaguje na to, co dzieje się na scenie, dodając nam - aktorom - skrzydeł. Te piękne chwile nie chcą się jednak przyśnić.

Z drugiej strony, może to i dobrze? Gdyby miało być na odwrót - byłbym w większych opałach. Frustracji związanej z niepowodzeniem na teatralnych deskach, dopełniałby powracający koszmar o niedoścignionych sukcesach...

Pełny tekst Janusza Majchreka znaleźć można tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz