wtorek, 7 kwietnia 2020

Wdowi grosz


Tę książkę poleciła mi jedna z teatralnych koleżanek. Zabierałem się do niej jak pies do jeża (do książki, nie do koleżanki). Zniechęcał mnie język, raz nazbyt patetyczny, innym razem popadający w nadmierny kolokwializm, nie stroniący od modnych potocznych zwrotów i anglicyzmów. Uwiodła mnie jednak treść…

Tytułowa Sońka, prosta kobieta z zapadłej i biednej podlaskiej wsi, opowiada o sobie i swoim niełatwym życiu pewnemu warszawskiemu reżyserowi, który przypadkiem zabłądził pod jej dach. Przed Igorem (dawniej Ignacem) odkrywa swą intymną biografię – zarówno w sensie seksualnym, jak i duchowym. Biografię złamaną przez historię, męską chuć, pracę ponad siły, pożądanie i zakazaną miłość do niemieckiego żołnierza, który przez jedno lato stacjonował ze swoim oddziałem w pobliżu wsi. Rozmowa, a raczej monolog Sońki staje się jednocześnie spowiedzią z pamięci, tęsknot, bezradności i grzechów, które już dawno przestały być grzechami. Oto życie ciche, skromne, niemal święte, jednak przetrącone, stłamszone; życie, któremu odechciało się żyć…

Czytelnik poznaje relację z tej rozmowy, historię Sońki zanotowaną przez Igora, przybyłego tu z innego, wielkomiejskiego, niezrozumiałego i zdawałoby się nieistniejącego świata. Z Podlasiem wiąże go tylko pochodzenie i sentyment do tutejszego języka, którym nadal posługuje się kobieta. Słucha więc cierpliwie,
empatycznie, nie koryguje nieścisłości, nie stara się wypełnić luk. Nie wie, że dla Sońki jest ostatnim słuchaczem, aniołem śmierci, Charonem, który z ust kobiety, niczym obola, wyjmuje swą zapłatę – historię jej życia.

Reżyser próbuje tę historię przełożyć na sztukę teatralną. Opisuje kolejne sceny, nie szczędząc szczegółów technicznych, scenicznych rozwiązań i wskazówek dla aktorów. Moim zdaniem ta osobista opowieść nie daje się łatwo adaptować. Zbyt wiele z niej musi zaginąć tłumaczeniu. Literatura znacznie lepiej wywiązała się z tego zadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz