środa, 29 czerwca 2011

Koniec „Dużego Formatu”!

Gazeta Wyborcza wycofuje czwartkowy dodatek reporterski „Duży Format”. Dotychczasowi publicyści DF mają w części zasilić sobotni dodatek Gazety – „Wysokie Obcasy”; natomiast Mariusz Szczygieł, Juliusz Kurkiewicz i Paweł Goźliński (w roli naczelnego) są już zaangażowani w nowy periodyk Agory – miesięcznik „Książki”, którego pierwszy numer trzymam właśnie w ręku.
Cieszy mnie świetnie zapowiadający się tytuł; cieszy też obiecujący zespół redakcyjny, ale mam nieodparte wrażenie, że ta zamiana nie przyniesie Gazecie spodziewanego sukcesu komercyjnego (wzmocnienie sobotniej sprzedaży, pozyskanie szerszego grona czytelników), a nam – czytelnikom z pewnością odbierze cotygodniową przyjemność obcowania z jedynym poważnym magazynem reporterskim, skazując na długie, bo całomiesięczne wyczekiwanie kolejnego numeru „Książek”.
Ot, i cała smutna prawda o dyktaturze słupków sprzedaży…

P.S. W nowych „Książkach” polecam zabawny tekst Janusza Rudnickiego „Palę lektury!”

piątek, 17 czerwca 2011

Czytanie szkodzi zdrowiu

W najnowszym numerze Dużego Formatu (z 16.06.2011) wywiad z Tadeuszem Konwickim, a w wywiadzie takie oto myśli złote:

„I [...] człowiek był jakby zatruty tą literaturą, jakby uwarunkowany przez nią. [...]
Ja myślę, że wiele zachowań moich wynikało z lektur. Nie twierdzę, że świadomie. Podświadomie. Cała nasza, tego pokolenia, romantyzmu choroba, no, brała się z lektur, byliśmy uwrażliwieni. Nie wiem, no, nie przesadzam, chyba nie przesadzam, i nie wiem, czy to dobrze brzmi, ale rzeczywiście strasznie byliśmy nafaszerowani tą literaturą. [...]
Ja tu się przypadkowo przez pana trochę oskarżam, bo to nieprzyjemnie być przygłupem sterroryzowanym przez lektury. Trzeba było samemu, energicznie iść przez życie, niczemu się nie poddawać! A tu człowiek zatruty, zatruty tymi tonami książek, które połknął.
Przy czym jest zabawne, że czytanie było karygodne w takim tradycyjnym starym wileńskim domu. No bo strata czasu. Zamiast pracować, coś robić, to siedzi i czyta. Nie dość, demoralizujące na ogół książki – bo jak pan wie, wtedy ta cenzura społeczna była tysiąckroć bardziej surowa niż dzisiaj. Każda książka, która poddawała odrobinę zastały świat wątpliwościom, była niedopuszczalna. [...]
Lepiej za dużo nie wiedzieć. Za duża wiedza prowadzi do różnych dewiacji. [...]
Teraz ktoś taki jak ja, biedny: naczytałem się tych książek... 100 miliardów wszechświatów, a w naszym wszechświecie 100 miliardów galaktyk. Co mnie to daje? Że mi się wszystkiego odechciewa.”

Jak będę stary i do cna zatruty, to też się będę tak egzaltował. Albo rzeczywiście zrozumiem, że na to czytanie masę czasu straciłem i zajmę się jakąś pożyteczną robotą... Na przykład: pisaniem bajek dla dzieci, żeby się już za młodu miały czym truć!

środa, 8 czerwca 2011

„Rozumiecie Państwo…”

Nie! Nie rozumiem popularności podobnych zwrotów, których odbiorca, nie wiedzieć czemu, jest jednocześnie traktowany po kumpelsku i oficjalnie. Nie można przecież być z kimś jednocześnie na „ty” i per „Pan”. Jednak większość prezenterów, dziennikarzy, konferansjerów, gospodarzy programów publicystycznych etc. z lubością zwraca się do widzów czy słuchaczy: „pamiętacie Państwo”, „wybraliście Państwo”, „czy Państwo wiecie?”… Może to moja obsesja; może wychodzi ze mnie jakiś nabzdyczony purysta; może innym takie sformułowania nie przeszkadzają, ale mnie to wkurza okropnie, jest świadectwem matołectwa lub kompletnego braku jakiejkolwiek refleksji na temat właśnie wypowiadanej frazy!
A już kompletnie nie mogę się pogodzić z takim traktowaniem czytelnika. Coraz częściej znajduje bowiem powyższe zwroty w tekstach pisanych. Moim ulubionym przykładem jest, skądinąd całkiem sensowne, elektroniczne wydawnictwo literackie portalu internetowego www.biblionetka.pl. Redaktor naczelny „Literadaru” (kto wymyślił tę tragiczną nazwę?) w każdym wstępniaku zwraca się do czytelnika wymiennie: „mam przyjemność oddać w Państwa ręce”, „lektura tego numeru pozwoli Państwu” i „sami sprawdzicie”, „pamiętacie może”, w końcu „ważne jest to, żebyście Państwo przeczytali”. Mam nadzieję, że pan Piotr Stankiewicz zmieni ten zwyczaj i zdecyduje się na którąś z form: „chcecie, wiecie, rozumiecie” – bez niepotrzebnego „Państwa” lub „rozumieją Państwo”; „zechcą Państwo przeczytać”…

P.S. Mimo drażniącej maniery szefa biblionetkowego magazynu, polecam Państwu „Literadar” jako naprawdę interesujący magazyn o książkach.