sobota, 30 listopada 2013

Czy każdy zrobił, co trzeba?

To nie są reportaże z terenów wojennych, ani z odległych i egzotycznych części świata. Powstały tu, w Polsce. Autorki tekstów zebranych pod wspólnym tytułem “Każdy zrobił, co trzeba”, odnalazły wiele tematów, które zazwyczaj umykają oczom nawykłym do naszej codzienności. Kto z nas wie, jak często ofiarami przemocy domowej są mężczyźni? Kto się odważy prześledzić losy Cygańskich dzieci, zmuszanych do żebrania na ulicach polskich miast? Kto znajdzie w sobie tyle siły, by mierzyć się z cierpieniem wykluczonych przez chorobę lub starość? Kto sprawdzi jak żyją Wietnamczycy, handlujący na warszawskich bazarach? Kto zajrzy za kulisy teatrów, w których aktorami są niepełnosprawni? Kto zechce penetrować źródła neopogaństwa? Kto powie głośno o agresywnych policjantach, nadużywających uprawnień? Kto z nas w otwarty sposób przeciwstawi się nachalnym praktykom firm, zarabiających na esemesowym nękaniu nieświadomych ofiar? Kto poświęci czas, by wysłuchać samotnych i opuszczonych?
         W naszym imieniu tych trudnych wyzwań podjęły się: Bożena Aksamit, Katarzyna Kokowska, Ewa Orczykowska, Oliwia Piotrowska, Ewa Wołkanowska i Honorata Zapaśnik - reporterki, które dzięki swej wrażliwości i odwadze potrafiły opowiedzieć nam o tym, czego najczęściej nie dostrzegamy… Również o tym, czego widzieć nie chcemy!

niedziela, 24 listopada 2013

To co, że ze Szwecji?

      Drugie, poszerzone, wydanie książki Macieja Zaremby-Bielawskiego Polski Hydraulik i nowe opowieści ze Szwecji to zbiór pisanych z wielkim znawstwem reportaży poświęconych patologiom degenerującym szwedzkie szkoły, sądy, instytucje opieki społecznej, służbę zdrowia, samorządy a także związki zawodowe i agendy do spraw imigrantów. Autor cierpliwie drąży każdy z podejmowanych tematów. Wnikliwie studiuje dostępne źródła: śledzi zawiłości prawne, uwarunkowania historyczne i polityczne oraz motywacje władz, które swymi decyzjami niejednokrotnie doprowadzały do wypaczenia idei państwa opiekuńczego.
     Dlaczego w imię równego dostępu do świadczeń zwalnia się z pracy opiekunkę, która przy łóżku jednego staruszka ośmieliła się spędzać nieco więcej czasu i okazywać swoim pacjentom odrobinę współczucia zamiast chłodnej i wyrachowanej pomocy przy zmianie pampersa? 
      Co sprawiło, że szwedzkie szkoły w ciągu dwudziestu lat zdołały utracić swój wysoki poziom kształcenia i zamienić się w jedne z najgorszych w Europie? 
       Czemu w przychodniach i szpitalach każda czynność (konsultacja, porada, wypisanie recepty, operacja wyrostka robaczkowego czy podanie tlenu) jest traktowana i wyceniana jak produkt rynkowy? 
     Na czym polega ochrona pracowników sektora budowlanego, jeśli powołane do tego związki zawodowe programowo dyskryminują swoich członków, ze szczególnym uwzględnieniem obcokrajowców z Czech, Polski czy Estonii? 
      Jakie zasady rządzą wymiarem sprawiedliwości, który uznaje winnymi popełnionych przestępstw ludzi psychicznie chorych lub dotkniętych wrodzonymi wadami mózgu, by potem niezwłocznie uznać ich niepoczytalność i skierować do odbycia kary w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym? 
     Z jakiego powodu tak ogromne rzesze Szwedów przebywają na przewlekłych zwolnieniach lekarskich? I jaki ma to związek z mobbingiem w miejscu pracy? 
     Odpowiedzi na te i inne postawione w książce pytania stanowią ponurą diagnozę szwedzkiej rzeczywistości. Zaremba-Bielawski demaskuje także wstydliwe, głęboko skrywane uprzedzenia i stereotypy, które mają jednak zasadniczy wpływ na kształtowanie się tamtejszej kultury prawnej i klimatu społecznego przyzwolenia na sankcjonowanie nierówności, rozdymanie struktur administracyjnych, wybiórcze stosowanie procedur i brak przejrzystości w funkcjonowaniu instytucji państwa. 
     „Jak to możliwe w tak uporządkowanym i przewidującym kraju jak Szwecja? Obawiam się, że na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Wystarczająco trudno jest zrozumieć każdy błąd z osobna” - pisze Bielawski.

sobota, 9 listopada 2013

"Czarnobylska modlitwa" w Teatrze Studio

W miniony czwartek, korzystając z zaproszenia Teatru Studio, mogłem obejrzeć spektakl, który od dawna budził moją ciekawość. Rzadko się bowiem zdarza, że kanwą przedstawienia jest reportaż, a nie tekst stricte literacki. W tym wypadku na warsztat wzięto książkę Swietłany Aleksijewicz (o której już miałem okazję tu pisać) Czarnobylska modlitwa. Z niezwykle trudnym zadaniem adaptacji i przetłumaczenia na język teatralny pomieszczonych w książce świadectw, zmierzyła się Joanna Szczepkowska, która prócz obowiązków reżysera, wyznaczyła sobie także jedną z ról w spektaklu…
Karkołomne przedsięwzięcie, trudny materiał wyjściowy, ciężki temat pozwoliły jednak osiągnąć zespołowi pracującemu nad tym przedstawieniem znakomity rezultat. Twórcom udało się uniknąć zbytniego uteatralizowania, “usztucznienia” postaci, a także obciążenia spektaklu doraźną, publicystyczną wymową. Nie ma tam na szczęście także dążenia do szokowania, epatowania widza; jest natomiast głębokie współczucie dla ludzi, którzy dzięki subtelnej grze aktorów, stanąć mogą przed nami ze swoim lękiem, poczuciem straty, bólem, ale także miłością, śmiechem i nadzieją wbrew czarnobylskiemu piętnu, z którym muszą żyć.
Nie wymienię tu żadnego z aktorów, bo w moim przekonaniu, to przedstawienie, jak mało które, pokazuje, że robienie teatru jest dyscypliną zespołową. A ten spektakl, tak polifoniczny i utkany z tak wielu przemieszanych wątków, zdarzeń, losów wymaga szczególnej bliskości i współistnienia na scenie wszystkich zaangażowanych artystów. Tu nie ma miejsca na role pierwszoplanowe, na koryfeuszy i chór. Sukces lub porażka zależy w równej mierze od całego składu. Tym bardziej pragnę złożyć wyrazy uznania i podziękować za ten wieczór. Miło było widzieć tak zgraną aktorską drużynę. Dzięki dyscyplinie, której zechciała się poddać, spektakl ten poruszył we mnie delikatne struny. Mam nadzieję, że poruszy także tych, którzy do Studia udadzą się za moją namową.