poniedziałek, 25 września 2023

Romeo i Julia reaktywacja

Czy opowieść o niemożliwej miłości Romeo i Julii nie byłaby ciekawsza, gdyby mówiła o uczuciu nie pierwszym, lecz ostatnim? O związku nie u początku życia, ale u kresu? O intymnej relacji rodzącej się i rozkwitającej na przekór starości, chorobom, cierpieniu i trudnym doświadczeniom we wcześniejszych - często nieudanych - związkach.

Serię reporterskich perełek o takich właśnie parach (a nawet o trójkącie!), napisała Agata Romaniuk i zebrała w książce Krótko i szczęśliwie. Historie późnych miłości. To jedna z najbardziej poruszających rzeczy, jakie w ostatnim czasie czytałem. Z przyjemnością kupiłem kilka egzemplarzy, by móc obdarować znajomych przy okazji urodzin, imienin czy innych okazji.

Są tu opowieści o niemal niewiarygodnych powrotach do pierwszych miłości, które np. w latach studenckich zostały brutalnie przerwane przez antysemicką nagonkę roku 1968, lecz zakochani odnajdują się po dziesięcioleciach - już jako seniorzy. 

Jest historia o małżeństwie Ukraińców, muzyków Kijowskiej filharmonii, pozbawionych nie tylko domu, ale też instrumentów. Dzięki polskiej opiekuńczej rodzinie, mogą znów grać, razem ćwiczyć i koncertować.

Są wspomnienia dwóch starszych panów - bliźniaków - z których jeden był sanatoryjnym Casanovą, a drugi przez ciągłe qui pro quo zbierał za niego cięgi.

Znajdziemy też niezwykle wzruszający reportaż o późnej miłości do dziecka, dzięki której dziadek ma szansę przełamać zgorzknienie i zaciekły upór wobec najbliższych.

Jest wiele miłości, które mierzyć się muszą z postępującymi chorobami, gdzie wyzwaniem staje się konieczność opieki nad niedołężnym partnerem lub partnerką. 

O wszystkich tu nie wspomnę. Chcę zostawić radość odkrywania tej książki przyszłym czytelnikom. Zapewniam, że mimo naznaczenia wielu z tych historii cierpieniem fizycznym i duchowym; nieuchronnością i bliskością śmierci, jest w nich wszystkich radość obcowania z ukochaną osobą, mądrość godzenia się z ograniczeniami, a czasem wielka siła, by je pokonywać.

Czytelnik nie zostaje tu z niczym. Chociaż część bohaterów reportaży Agaty Romaniuk już nie żyje, zostali przez nią utrwaleni w przebłysku szczęścia, które przydarzyło im się w najmniej spodziewanym momencie. Nie ma chyba lepszego sposobu na obudzenie w nas nadziei, która zawsze jest uśmiechem na przekór losowi.


P.S.: Wiem, że - chcąc, nie chcąc - sprowadziłem książkę do kilku okrągłych zdań. Tym bardziej zachęcam do jej czytania. Nie ma w tych reportażach ani krzty banału. I jak przystało na dobrą literaturę, nie próbują one dawać prostych odpowiedzi, stawiają tylko pytania.

poniedziałek, 18 września 2023

Wehikuł pamięci

Wracam do pisania o książkach. Odkurzam blog - zapraszam do czytania. Może moje lekturowe zachwyty i rozczarowania znajdą łaskawych odbiorców, którzy podzielą się również ze mną własnymi spostrzeżeniami na temat wspominanych tu mniej i bardziej literackich pozycji.

Do pisania zmusiła mnie absolutna rewelacja. Najlepsza z niespodzianek, jakie mnie w tym roku spotkały. Zupełnie niechcący i przypadkiem trafiłem (dzięki koleżance) na dwie znakomite książki Georgija Gospodinowa - całkiem nieznanego mi wcześniej bułgarskiego twórcę, którego międzynarodowe gremia zdążyły nagrodzić Angelusem (za Fizykę smutku), a w tym roku Bookerem (za Schron przeciwczasowy).

Obie wymienione wyżej powieści - zachwalane z resztą przez Olgę Tokarczuk - są niezwykłą realizacją jej postulatu, znanego choćby z mowy noblowskiej, o czułym narratorze. Gospodinow, a właściwie jego literackie wcielenia i odmiany, są jak sejsmograf emocji, zdarzeń, ale nade wszystko tektonicznych ruchów pamięci. Zarówno tej indywidualnej, jak i zbiorowej. 

W obu książkach wraz z autorem mierzymy się z kruchością życia, nieobliczalnością i bezwzględnością losu, boga (Boga?), historii... Próbujemy zatrzymać, a wręcz odwrócić bieg czasu; schować się w znanej nam i oswojonej, choć często również beznadziejnej, przeszłości. Usiłujemy w minionym czasie odkryć wąskie szczeliny, przez które zdaje się przezierać niegdysiejsze szczęście. Dziś już niemożliwe.

Rekwizytorium przeszłości okazuje się takie samo. Bułgarski realny socjalizm nie różni się niemal niczym od naszego PRL-u. Wspólne doświadczenie przeszłości i jej przemian, aż do świata jaki znamy dziś, jest rodzajem kotwicy; podobnie jak obecna w obu powieściach tradycja kultury, ze szczególnym naciskiem na jej antyczną, klasyczną formę.

Rozpięci pomiędzy greckim mitem tłumaczącym rzeczywistość a nieudolną próbą zmieszczenia własnego życia w dającej się uporządkować i zrozumieć opowieści, szukamy dalekich analogii, ram i szuflad, w których najczęściej panuje gargantuiczny bezład, chaos.

Gospodinow zachęca nas jednak do tych poszukiwań, pisząc tak, że jednocześnie śmiejemy się i wzruszamy, płaczemy i kiwamy głowami na znak porozumienia. Doświadczamy poczucia dziwnej, bo niespodziewanej, wspólnoty myśli. 

Nie ma co tu streszczać poszczególnych idei i poruszonych przez autora wątków. To trzeba czytać, wędrując poprzez minotaurowe labirynty pamięci i czasu, z zaskoczeniem odnajdując w sobie i Tezeusza, i bestię. A może wcale nie różnią się od siebie tak bardzo?


Z książki Schron przeciwczasowy:

            "Czy to możliwe, że pomieszanie czasów następuje tylko dlatego, że Bóg przewija taśmę do tyłu? Jesteśmy w niepewnym wspomnieniu jakiegoś boga, który zaczął zapominać. Tracić pamięć tego, co powiedział na początku. W wypadku świata stworzonego z nazw ich zapominanie stanowi jego naturalny koniec.

            Bóg nie umarł. Bóg zapomniał. Bóg ma demencję."


P.S.: Za książkę dziękuję Anecie Kawce, z którą było mi miło pracować:)