czwartek, 29 listopada 2012

Wiadomości Literackie

Na rynku prasy w połowie listopada zadebiutował nowy miesięcznik kulturalny. W pierwszym numerze znalazłem kilka znakomitych tekstów: Pawła Stangreta o teatralnym duecie Strzępka-Demirski, Sławomira Małoty o Brunonie Schulzu, György'a Spiró o Czechach, Węgrach i Polakach, a także niebanalną i niezwykle ciekawą rozmowę Tomasza Skłodowskiego z ostatnim warszawskim podwórkowym ostrzycielem noży.
Dzięki uprzejmości, brawurze i szalonemu entuzjazmowi redaktora naczelnego, Tomasza Malowańca, już niedługo będę mógł dołożyć swych parę drukowanych słów do kolejnych numerów "Wiadomości Literackich". Ich lekturę polecam miłośnikom książek, kina, teatru i pozostałych sztuk wszelakich.

Więcej o nowym miesięczniku na www.wiadomosciliterackie.pl.

czwartek, 22 listopada 2012

Egzamin u Kolskiego

Na najnowszą książkę Kolskiego rzuciłem się z wielkim zapałem, pamiętając choćby wspaniałą Kulkę z chleba. Od lektury minął już pewnie miesiąc. Trudno mi było zdecydować, co tak naprawdę chciałbym o Egzaminie z oddychania napisać; a pominąć, zbyć milczeniem – wstyd. 
Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że Kolski porusza ważne kwestie, stawia głębokie pytania i tezy, obok których nie można zwyczajnie przejść. Każe nam wątpić w sens świata, w którym żyjemy – świata po apokalipsie: po Auschwitz, Rwandzie, Biesłanie… Jego bohaterowie zmagają się więc z cieniem Zagłady. Próbują na nowo odnaleźć porządek i sprawiedliwość. Wyznaczyć właściwy cel i sposób swojego istnienia. Rozliczyć się ze światem i własną tożsamością. 
Są tu miejsca znakomite, ciekawa narracja, nieoczywisty rytm opowieści – niechronologiczny, rwany. Są elementy powieści szkatułkowej, przygodowej, dygresyjnej, kryminalnej… Jest też trochę poezji i pornografii. I mam niestety wrażenie, że tego wszystkiego jest za dużo. Powieść pączkuje kolejnymi wątkami i mini-narracjami. Podejmuje coraz to nowe tematy, co wprowadza chaos i poczucie nadmiaru. Jest też napisana nierówno – zdarzają się bowiem fragmenty językowo zbyt dla mnie potoczne; pisane jakąś błahą podwórkową mową, polszczyzną ubogą i chyba celowo upozowaną na okaleczoną. 
Całość więc nie zachwyca… Choć z pewnością idea życia w świecie istniejącym jedynie dzięki sile rozpędu, w jakichś dziwnych przedśmiertnych paroksyzmach dławiącego nas leku przed totalnym rozkładem i bezsensem, pozostanie ze mną na długo.

sobota, 10 listopada 2012

Siostry polonistki, bracia poloniści!

U Krzysztofa Vargi w jednym z felietonów wspomnienia o utracie lekturowego dziewictwa:

      „Dorosłość oznacza utratę niewinności, najgorsza z tego jest utrata niewinności czytelniczej. Coraz trudniej jest się czymś niewinnie zachwycić, coraz łatwiej jest się czymś znudzić. 
     Moja czytelnicza niewinność skończyła się 1 października 1987, kiedy ja rozpocząłem studia na warszawskiej polonistyce, a nade mną rozpoczęto ciężką pracę dydaktyczną. Pracę podjęto w celu wpojenia mi świadomości, że ważniejsze od zachwytów nad literaturą są przegłosy i palatalizacje, że zamiast nad błyskotliwymi frazami prozy należy pochylić się nad jerami, że miast zaczytywać się nieznanymi arcydziełami, powinienem oddać się wnikliwej lekturze tzw. jajecznicy, opasłych tomów w żółtych okładkach poświęconych rozkoszom gramatyki opisowej. […] 
     Wykładowcy uczyli nas z taką pasją, jakby literatura jako taka zwisała im kompletnie, z takim oddaniem zachęcali nas do własnych peregrynacji świata bibliotek i nowych odczytań, jakby proponowali nam lektury instrukcji obsługi odkurzacza. […] Nigdzie mnie tak zawzięcie nie zniechęcano do czytania literatury jak na studiach polonistycznych, prawie, prawie im się udało.”

Ja także musiałem czytać jajecznicę i zgłębiać tajemnice aorystów (nie jest to żadne słowiańskie plemię), brnąć przez staropolskie kazania, młodopolskie „Nietoty” i „Pałuby”. Przez cały okres studiów tęskniłem za czytaniem wolnym, nieskrępowanym i niezawodowym – zamiast niekończących się lektur na potrzeby kolejnych zaliczeń, prac i kolokwiów. Upragniony czas nastał… Dziś tęsknię za zajęciami prowadzonymi przez Jacka Kopcińskiego, Jadwigę Wajszczuk, Grzegorza Wołowca, a nawet profesora Dumę, który już na pierwszym roku próbował nas zaznajomić z językiem staro-cerkiewno-słowiańskim. Tęsknię za godzinami spędzonymi w bibliotece na Koszykowej i godzinami wieczornych rozmów w knajpach i akademikach. Tęsknię za atmosferą tamtego czasu. 
Cóż, trawa jest zawsze zieleńsza po drugiej stronie…