niedziela, 18 marca 2012

Nie taki diabeł straszny

Takie ogłoszenie matrymonialne znalazłem w Siedmiu pigułkach Lucyfera Sergiusza Piaseckiego:

    „Wiedźma lat 45: ognista, przystojna, wszechstronnie owłosiona, lubiąca dzieci i rolmopsy, posiadająca duży kapitał bezczelności, szuka towarzysza życia, tych samych walorów, w wieku od 50 do 500. (…)”

Głównemu bohaterowi powieści – Markowi – diabłu 9. kategorii, nie dane było skorzystać z tej kuszącej propozycji. Za niedopełnienie piekielnych obowiązków służbowych został bowiem karnie zesłany do miejsca gorszego niż piekło: kazano mu przez rok żyć w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Czart bacznie obserwuje mechanizmy socjalistycznego porządku społecznego, zderza się z arogancją władzy, obłudą komunistycznych aktywistów i absurdami codzienności. Szybko jednak uczy się zasad funkcjonowania w peerelowskiej rzeczywistości i zaczyna przebojem zdobywać kolejne zaszczytne funkcje, intratne posady, nagrody i przywileje; choć nadal trudno mu zrozumieć paradoksy obowiązującej ideologii:

    „- Anglia to jest państwo, gdzie obywatel ma wielką wolność, bo musi robić to, co mu się chce robić (…), gdzie (…) z własnego upodobania, lecz bez entuzjazmu, robi to, do czego w państwach totalistycznych trzeba zachęcać karabinami maszynowymi, szubienicami i więzieniem.”

    „Rosja jest to państwo, w którym obywatel musi chcieć robić, to co mu każą robić”.

Książka nie jest z pewnością tak dobra jak Zapiski Oficera Armii Czerwonej. Piasecki znalazł genialny temat, jednak nie umiał spuentować niektórych podjętych w powieści wątków. Drażnią więc czasem nagłe przeskoki, porzucanie jednej historii na rzecz nowej. Nie da się jednak odmówić autorowi celności spostrzeżeń i poczucia humoru. Kilkakrotnie w trakcie lektury śmiałem się na głos, co nie zdarza mi się zbyt często. Trudno przecież zachować powagę, czytając tekst niemowlęcej przysięgi:

    „My, niemowlęta polskie, zgrupowane w żłobku nr 3 w Warszawie, w dowód swej wdzięczności Tobie – Słońce ludzkości – przyrzekamy, za wyzwolenie nas z krwawej tyranii sanacyjnej i od polskich pachołków imperialistycznych, stać wiernie na straży ideałów demokratycznych, a póki wyrośniemy – będziemy podwójnie spełniać swe funkcje niemowlęce, aby odwdzięczyć się Ci za te dobrodziejstwa, którymi naród polski otoczyłeś.

piątek, 16 marca 2012

Współpraca z Gandalfem

Bardzo miły prezent na pierwsze urodziny „Pamiętnika z książek” zrobiła mi Księgarnia Internetowa „Gandalf” (www.gandalf.com.pl). Przyjęto moją propozycję współpracy i tak oto blog zyskał poważnego partnera, a jego autor wsparcie, dzięki któremu zakupy w „Gandalfie” będą od dziś jeszcze przyjemniejsze!

czwartek, 15 marca 2012

Ogłasza się konkurs!

Z okazji pierwszych urodzin Pamiętnika z książek, ogłaszam konkurs na recenzję mojego bloga.

Zachęcam zarówno do pisania recenzji bałwochwalczych, lizusowskich, jak i zniechęcających, złośliwych i naszpikowanych inwektywami.
 
Udział może wziąć każdy, niezależnie od wieku, płci czy wyznania. Należy napisać krótki tekst (do 704 znaków ze spacjami) i przesłać do 30 marca na adres flotemen@gmail.com.

Moje jednoosobowe jury rozstrzygnie konkurs 1 kwietnia i rozgłosi wszem i wobec, kto wygrał flaszkę gruzińskiego wina i książkotrzymacz.

Nagrodzona recenzja zostanie zamieszczona!

piątek, 9 marca 2012

Paputczik Szałamow

To już trzecia książka autorstwa Jacka Hugo-Badera, ale dopiero pierwsza, którą reporter napisał od początku do końca. Nie chcę przez to powiedzieć, że dotąd korzystał z jakiejś pomocy. Po prostu dwie rewelacyjne poprzedniczki Dzienników kołymskich były zbiorami powstałych wcześniej tekstów. Tym razem wraz z autorem odbywamy podróż po „najstraszniejszej, przeklętej albo najdalszej wyspie Archipelagu Gułag, jego lutym biegunie, ruskiej Golgocie, byłym krematorium, arktycznym piekle, mroźnym koncłagrze bez pieców, czy też, nie przymierzając, machinie do przemysłowego mielenia mięsa i kruszenia kości” – Kołymie – do dziś (o ironio!) nazywanej także „złotym sercem Rosji”.

      „Na Kołymie jest mniej turystów niż na biegunie północnym czy Mount Evereście. Ja nie spotkałem żadnego.”

    „Podróżuję nim śladami Warłama Tichonowicza Szałamowa, z jego ogromnym, tysiącstronicowym zbiorem Opowiadań Kołymskich. To wielka rosyjska literatura, najbardziej wstrząsający, niezwykły oraz cywilizacji więziennej, którą Szałamow potrafi skompresować, streścić w trzech przykazaniach: nie wierz, nie bój się, nigdy nie proś. I jeszcze jedna cnota obowiązkowa, bez której nie przeżyjesz: umiej kraść, poczynając od chleba współwięźniom.”

      „Mam poczucie, że im bardziej wjeżdżam w głąb Kołymy, tym bardziej cofam się w czasie, bardziej zanurzam się w starą, sowiecką, zahibernowaną rzeczywistość. Rzeczywistość wszechstronnych urzędników, którzy zrobią wszystko, żeby pokazać swoją wyższość, potęgę, moc, władzę na tym, który stoi przed ich biurkiem.”

Mnie bardzo spodobała się króciutka opowieść, której bohaterka – babuszka Marija – dla ratowania ciężko chorej wnuczki, oddała rodzicom dziewczynki swoją bibliotekę. Dzięki sprzedaży gromadzonych przez lata tomów, rodzina mogła wyjechać z Kołymy i osiedlić się w bardziej sprzyjającym klimacie, co zalecili miejscowi lekarze. Zadziwił mnie i wzruszył fakt, że w chwili upadku Imperium, w środku tajgi, niesłychanie biedni ludzie potrafili ostatnie kopiejki wydawać na zakup tych książek.

piątek, 2 marca 2012

Zapomniałem, co czytałem

Mam to samo! Sięgam po książkę i dopiero po wielu, wielu stronach orientuję się, że już ją kiedyś przeczytałem, tyle tylko, że… zapomniałem! Albo patrzę na znaną, czytaną nawet dwu- trzykrotnie powieść i muszę ze wstydem przyznać, że zapytany o treść, niewiele mógłbym powiedzieć.
W moim przypadku szczególnie amnezyjne działanie ujawnia proza Marka Hłaski. Jego Pięknych dwudziestoletnich zaczynałem dwukrotnie czytać jako rzecz absolutnie mi nieznaną (omyłkowo!), a opowiadań, których przeczytałem kilkadziesiąt – nie pamiętam! Ba! Muszę koniecznie znaleźć czas na powtórkę tych najważniejszych: Pętli i Ósmego dnia tygodnia, bo zrobiły na mnie duże wrażenie, ale niestety, nie zapadły zbyt głęboko w pamięć… Jedyne, choć liche, usprawiedliwienie, że czytałem je dawno.
O takiej właśnie przypadłości pisze Patrick Süskind w rozważaniu pod strasznobrzmiącym tytułem „Amnezja in litteris”:
   
      „Ogarnia mnie niewysłowiona żałość. Więc znów to samo, stara choroba, amnesia in litteris, całkowity zanik pamięci literackiej. Zalewa mnie fala rezygnacji w obliczu daremności wszelkich wysiłków poznawczych i wszelkich wysiłków w ogóle. Więc po co czytać, po co jeszcze raz czytać na przykład tę samą książkę, skoro wiem, że wkrótce nie pozostanie mi po niej nawet cień wspomnienia? Po co w ogóle coś jeszcze robić, skoro wszystko obraca się wniwecz? Po co żyć, skoro i tak trzeba umrzeć? Zamykam moją śliczną książeczkę, wstaję, wlokę się jak człowiek przegrany, jak człowiek ciężko pobity z powrotem do regału i wtykam ją w szereg anonimowo, masowo i w zapomnieniu stojących innych tomów. (…)
        Osuwam się na krzesło przy biurku. To hańba, skandal. Od trzydziestu lat umiem czytać, może niedużo, ale coś tam jednak przeczytałem, i wszystko, co z tego mam, to bardzo niejasne wspomnienie, że w drugim tomie liczącej tysiąc stron powieści ktoś zabija się strzałem z pistoletu. Trzydzieści lat czytania na darmo! Tysięczne godziny dzieciństwa, lat młodzieńczych i męskich spędzone na czytaniu i nie pozostaje z tego nic prócz wielkiego zapomnienia.”

O czym to ja…?