sobota, 2 czerwca 2018

Wszystkie fazy księżyca

Jeśli czytałeś „Głód”, ta książka będzie znakomitym uzupełnieniem. Powstała na marginesie pewnego zlecenia, którego podjął się Caparrós na prośbę ONZ. Miał w ciągu 28 dni – czasu jaki zajmuje księżycowi przejście od nowiu do nowiu – odwiedzić kilka krajów w Europie i Afryce, by spisać krótkie, rzeczowe historie młodych emigrantów. Udając się w szybką, nieco chaotyczną podróż, sam miał rozmawiać z tymi, których niemal całe życie są w drodze – próbują uciec do lepszego świata, którego  starcza tylko dla nielicznych…

To co w „Księżycu” najcenniejsze, prócz oczywiście samych wstrząsających opowieści migrantów, to bardzo osobisty ton i wiele miejsc, w których reporter przygląda się wnikliwie samemu sobie, własnym reakcjom, zachowaniom, refleksjom.

Caparrós jest przekonany, że życie jest siłą destrukcyjną (jak pisał Lec „żyjąc tracimy życie”), bezwzględną, niszczącą nasze ciała, odbierającą nadzieję. Jeśli z czasem nabieramy jakiegoś doświadczenia, jest ono zawsze gorzkie, a odkrywanie rzeczywistości, szczególnie w jej biednej, ciemnej, nierzadko wojennej odsłonie, każe się głęboko zastanowić czy rzeczywiście żyjemy na najlepszym ze światów.

W książce nieustannie obecne jest napięcie pomiędzy dostatnim, wykształconym, pełnym możliwości i wygód światem, którego częścią jest Capparós, a światem jego bohaterów. Napięcie między bogatą Północą i biednym Południem. Jest też inny kontrast. Autor odwiedza miasta w których bywał lub mieszkał jako student. Pamięć tamtych miejsc musi zostać skonfrontowana z ich dzisiejszym obrazem. Tak jak wspomnienie dawnego siebie, musi ulec świadomości przemijania, starości, albo po prostu dojrzałości, której nieodłącznie towarzyszy cień zgorzknienia.

Gigantyczna przepaść dzieli Mołdawiankę, sprzedaną przez męża sutenerom czy Liberyjczyka, który widział jak podczas wojny domowej dochodzi do kanibalizmu i reportera – obywatela świata, korzystającego z dobrodziejstw niedostępnych ludziom, o których pisze. Wielka jest też różnica między studentem pełnym młodzieńczej pasji i wiary, a sześćdziesięciolatkiem, który w pewnym sensie stał się tym, kim chciał, ale kosztowało to znacznie więcej, niż sobie mógł wyobrazić, gdy miał dwadzieścia lat.