czwartek, 20 lutego 2014

Lektura niezobowiązująca

Po nową powieść Borisa Akunina sięgnąłem z ciekawością, aczkolwiek – nie bez oporów. Mój entuzjazm dla tego autora gwałtownie przygasł po lekturze Pór roku – książki nieudanej i pełnej banałów. Tym razem znakomity „kryminalista” oddał w nasze ręce powieść przygodową, awanturniczą, wykorzystującą dobrze znaną w tym gatunku kompozycję szkatułkową. Wiele z jej motywów nawiązuje do tradycyjnych toposów. Jest więc wyspa skarbów, jest ekspedycja poszukiwawcza, są tajne skrytki i bohaterowie, którzy z wszelką cenę chcą ów skarb zdobyć. Nie zabrakło także korsarzy, bitew morskich, egzotycznych miejsc i oczywiście – intrygi miłosnej. Akunin nie po raz pierwszy włącza do swej powieściowej gry postacie, którym każe działać pod przykryciem – czasem jest to tylko pseudonim, czasem mylące przebranie, ale zdarza się im również występować w powłoce zgoła nie ludzkiej, lecz ptasiej…

Nie jestem znawcą książek przygodowych. Być może koneserom powieść Sokół i Jaskółka wyda się zbyt przewidywalna lub po prostu nazbyt podobna do już istniejących, choćby klasycznych realizacji gatunku. Ja zakwalifikowałbym ją do lektur, nadających się przede wszystkim na wakacje, kiedy chcemy odpocząć nieco od poważnych tematów i książek wymagających większego zaangażowania intelektualnego. Polecałbym ją jako niezobowiązującą zabawę również młodszym czytelnikom. Dla młodzieży jest to z pewnością propozycja znacznie lepsza niż dominujące na rynku sagi o wampirach.

Kto ma ochotę zaokrętować się na piracki statek i przenieść się w czasie aż do początku osiemnastego wieku, niech się śpieszy – podstępny kapitan już podnosi kotwicę! (Bez skojarzeń, proszę.)

środa, 12 lutego 2014

Milczenie nie jest złotem

Ta książka będzie znakomitym repetytorium dla tych czytelników, którzy znając dobrze przedstawionych w niej ludzi – naukowców, artystów, dziennikarzy – zechcą spojrzeć na ich biografie jako wzajemnie oświetlające się fragmenty wspólnej historii. Ci, którym nazwiska Ossowskich, Jaracza, Korzeniewskiego czy Mikołajskiej niewiele mówią, być może po zapoznaniu się z ich sylwetkami, autorstwa Magdaleny Grochowskiej, sięgną do innych pozycji – poświęconych już bezpośrednio któremuś z wielkich twórców kultury.

Zbiór bardzo skondensowanych, pisanych niezwykle rzeczowo tekstów jest też rodzajem literackiego pomnika, tworzonego jednak bez brązujących skłonności. Wszyscy pokazani tu ludzie, zmuszeni byli do podejmowania dramatycznych decyzji, popełniali błędy; wielu, w ten czy inny sposób, współpracowało z komunistyczną władzą; niektórzy byli wręcz jej pupilami. Inni, jak choćby Kazimierz Dejmek czy Gustaw Holoubek, musieli przyjąć pewne zobowiązania wobec władzy PRL, bez których nie mogliby prowadzić najważniejszych scen stolicy i uprawiać sztuki teatru. Ten ostatni, wiele lat po przełomie 1989 roku „wygłosił w Ateneum przemówienie, które goście odebrali jako krzyk protestu i credo, i testament artysty”.

      „– Nie udało nam się przerobić rewolucji na praworządność – mówił. – Zamieniliśmy bezsens poprzedniego ustroju na popis pospolitości, na psychiczną szarość, brak elit i autorytetów. Kultura zeszła poza sferę zainteresowań rządzących. Telewizja traktuje swych odbiorców jak kretynów. Pojedynczy człowiek nie jest wartością zasadniczą. Potrzeba odnowy, przywrócenia kulturze – i człowiekowi – należnego im miejsca. Potrzeba humanizacji. Takiego wychowania człowieka, by drugi człowiek był dla niego obiektem najwyższego szacunku. 
        Ja nie czuję obrzydzenia do świata, nie potępiam wszystkiego w czambuł – mówi. – Ubolewam tylko nad oddaleniem się ludzi od autentycznych wartości. Ale znajduję również w rzeczywistości pozytywne zjawiska. Obserwuję kolegów mojego syna. Odrzucają instynktownie wszelkie chamstwo, są kompetentni, nie sprzeniewierzają się wartościom. Wierzę w ich pokolenie.”

O tym właśnie mówią Wytrąceni z milczenia.

Książkę otrzymałem dzięki uprzejmości księgarni internetowej Publio.pl.

piątek, 7 lutego 2014

Bogurodzica na Młocinach

Od kilku miesięcy, dwa do trzech razy w tygodniu, drogę z domu do pracy, a także z pracy do domu pokonuję dzięki wspaniałemu rozwiązaniu komunikacyjnemu, które pozwala mi podróżować autobusem, metrem i pociągiem na jednym bilecie. Drogę umilam sobie zawsze czytaniem. Wszak to wspaniała, darmowa godzina lektury w jedną stronę! Nie lubię więc, gdy ktoś mi tę przyjemność przerywa… Jednak czasem dookoła mnie dzieją się rzeczy wielkie, o doniosłości każącej oderwać wzrok od książki.

Wczoraj w metrze obstąpiła mnie trójka licealistów. Mimo głośno prowadzonej nad moimi uszami rozmowy, próbowałem dzielnie zgłębiać filozoficzną myśl Barmana i Obirka, którzy w niewielkiej książeczce zawarli swoje dialogi o Bogu i człowieku. Jednak to rozmowa młodzieży wzięła górę nad dylematami mędrców. Otóż młodzież w swobodnej i niewolnej od zwyczajowych przekleństw konwersacji dawała właśnie wyraz zatroskaniu o zadania domowe z polskiego i przedsiębiorczości, z zaangażowaniem kartkując zeszyty i porównując prace domowe, a także próbując wykombinować, czym zaskoczy dziś nauczycielka na zapowiedzianym sprawdzianie. Jedną z zadanych prac było wykucie na blachę Bogurodzicy. Dziewczyna chwaliła się reszcie, dumna!, że zdążyła się tego tekstu nauczyć i zna go na wyrywki… Jakież było moje zdziwienie, gdy jej kolega zagrał va banque i rzucił „No to dawaj…”, a dziewczyna bez chwili namysłu wyrecytowała z nienaganną dykcją i bez zająknięcia:

      Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja!
      U twego syna, Gospodzina, matko zwolena Maryja!
      Zyszczy nam, spuści nam.
             Kirielejson.

      Twego dziela Krzciciela, bożyce,
      Usłysz głosy, napełni myśli człowiecze.
      Słysz modlitwę, jąż nosimy,
      A dać raczy, jegoż prosimy,
      A na świecie zbożny pobyt,
      Po żywocie rajski przebyt.
              Kirielejson.


O tempora, o mores!