wtorek, 27 stycznia 2015

Nagroda (nie)literacka Nike

Karol Modzelewski za swą książkę otrzymał jedną z najbardziej prestiżowych i liczących się nagród literackich w kraju. Książka zaiste ważna, może w pewnym sensie przełomowa, będąca rodzajem subiektywnego portretu politycznego powojennej Polski; świadectwem osobistego zaangażowania autora w działania opozycyjne wobec peerelowskich władz – prowadzone najpierw w łonie partii, później w strukturach podziemnych, w końcu w ramach legalnego związku Solidarność i, po roku 1989, w pierwszym postsolidarnościowym Senacie III RP.

Ze wszech miar godna uwagi autobiografia Karola Modzelewskiego, nie ma jednak nic wspólnego z literaturą, ani tą rozumianą jako domena fikcji czyli pięknego zmyślenia, ani z tą dokumentalną, nazywaną też reportażową – czerpiącą jednak z literackiego instrumentarium form, chwytów, środków wyrazu, które służyć mają nie tylko zdaniu sprawy z wydarzeń, ale także wciągnięciu czytelnika w świat myśli, emocji, rozterek i problemów bohatera, zanurzonego w pewnej (zmyślonej bądź nie) fabule. Dziwi mnie więc niepomiernie stawiane jej w szeregu dzieł literackich, pretendujących do statuetki Nike, a tym bardziej przyznawanie jej (ponoć przez aklamację) palmy pierwszeństwa.

Książkę tę zaliczyłbym do szerokiej kategorii non-fiction. Z uznaniem wypowiadałbym się o jej przemyślanej konstrukcji i potężnym materiale merytorycznym, ujętym przez Modzelewskiego w spójną całość. Nie ma tu jednak miejsca na współodczuwanie z bohaterem. Autor nie zabiera nas do świata swoich codziennych zmagań, nie stara się odmalować przed czytelnikiem miejsc i charakterów, skąpi osobistych opowieści, które mogłyby dać zalążek literackiej fabuły. Nie to było bowiem, jak sądzę, jego zamiarem. Byłbym zdziwiony, gdyby miało się okazać, że jednak myślał on o swojej autobiografii politycznej jako dziele artystycznym.

Na przekór sobie, przytaczam fragment, w którym drzemie pewna iskierka poezji:

      „Każda rewolucja usiłuje dosiąść i ujarzmić tego zwierza, jest to jednak trudne rodeo. Kobyła historii jest dzikim, nieujeżdżonym mustangiem. Można wskoczyć na jej grzbiet, a nawet utrzymać się tam przez czas pewien, tyle że nie sposób nią pokierować – w końcu zawsze nas zaniesie tam, gdzieśmy nie zamierzali i nie spodziewali się znaleźć. Tak – w największym skrócie – interpretuję swoje własne życiowe doświadczenie.”

sobota, 24 stycznia 2015

Antysemityzm po szwedzku

Ta książka jest jak epopeja, w której, zgodnie z regułami gatunku, losy bohatera przedstawione zostały na tle wielkiej historii, zdając się igraszką w ręku bezlitosnej, międzynarodowej polityki i wojennych działań III Rzeszy. Czternastoletni Otto Ullmann, dzięki ogromnej determinacji rodziców dostaje możliwość ucieczki z okupowanego Wiednia do Szwecji. Znajdzie się tu więc miejsce dla heroizmu dziecka, rzuconego w nieznany świat obcej kultury, nieznanego języka i dojmującej samotności. 

W tej niezwykłej opowieści, jak przystało na epos, otwiera się także perspektywa boska; a raczej religijna. To przecież wyznanie i związane z nim pochodzenie „etniczne” sprawia, że ów żydowski chłopiec staje się obcym najpierw we własnym kraju, a potem również w nowej ojczyźnie, która wbrew deklarowanej neutralności (militarnej), nie jest przecież wobec żydowskich imigrantów neutralna światopoglądowo… Jej polityka dotycząca uchodźców z krajów zagrożonych hitlerowskim terrorem, odbiega daleko od wielkodusznej otwartości. Zarówno Otto, jak i jemu podobni uchodźcy, którym Szwecja udzieliła prawa czasowego pobytu (pod warunkiem opuszczenia jej granic, jak tylko będzie to możliwe) znaleźli się w stosunkowo niewielkiej grupie wybrańców, która dla szwedzkich władz stanowić mogła listek figowy, skrywający niemal powszechną niechęć czy nawet wrogość wobec Żydów.

Åsbrink śledzi losy Ottona i jego rodziny. Skrupulatnie odtwarza wojenną historię Ullmannów, opierając się przede wszystkim na listach wysyłanych do syna. Przeszukuje też archiwa, stare szwedzkie gazety, dzienniki i wspomnienia. Spotyka się z nielicznymi świadkami tamtych zdarzeń. Jednym z nich jest Ingvar Kamprad, najwierniejszy szwedzki przyjaciel Ottona; niegdyś zagorzały nacjonalista i antysemita, dziś jeden z najbogatszych Szwedów – założyciel i właściciel firmy IKEA.

Nie dziwi fakt przyznania autorce nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.

piątek, 23 stycznia 2015

Nie do czytania!

Pragnę serdecznie przeprosić wszystkich moich bliskich i dalekich znajomych, którzy szczerze i z zapałem rekomendowali mi serię książek o Jakubie Wędrowyczu. Oto moja druzgocąca recenzja opowiadań otwierających cykl, którego bohaterem jest samozwańczy egzorcysta-bimbrownik:

Utalentowany pisarz, mający się za sprawnego rzemieślnika, nie może na dwóch sąsiadujących stronach trzy razy używać zwrotu „poskrobał się z frasunkiem po głowie”, pisać o „siłach usiłujących”, ani okraszać tekstu perełkami w stylu: „Urzędnik był już daleko, ale usłyszawszy ten wybuch wesołości, jeszcze bardziej zwiększył tempo ucieczki”.

Kronik Jakuba Wędrowycza nie należy w ogóle brać do ręki. To książka głupia, źle napisana i, co najgorsze, nieśmieszna!

piątek, 9 stycznia 2015

Nie ogarniam!

Jednym z moich noworocznych postanowień jest nieużywanie słowa „ogarniam”. Mam bowiem wysypkę na to słowo, które w tak wszędobylski, bezczelny oraz irytujący sposób rozpleniło się w naszym potocznym słowniku. Fatalnym skutkiem głupawej mody wszyscy dziś „nie ogarniają” tematu, obowiązków, procedur, czasu, kalendarza, własnych i cudzych spraw, myśli, wiadomości, lektur i czego tylko dusza zapragnie. Jeśli ktoś natomiast ma głowę na karku, zna się na swojej pracy, potrafi się czymś zająć, zaopiekować, ma dryg organizacyjny, szybko przyswaja nowe informacje i sposoby działania, myśli składnie i nie sprawia mu problemu łączenie faktów to właśnie „ogarnia”. Dziś jednym słowem „ogarniają” ci wszyscy, którzy jeszcze niedawno „kumali czaczę”, „czaili bazę” i „dawali radę”…

Otóż ja „ogarniać” nie chcę. Nie zamierzam. Nie mam najmniejszej ochoty.
Od dzisiaj nie „ogarniam”!

piątek, 2 stycznia 2015

Lektury 2014

Kolejny czytelniczy rok za nami, więc zgodnie z tradycją odnotowuję w Pamiętniku z książek listę książek, które zajmowały mnie od stycznia do grudnia 2014. Tym razem absolutnie pierwsze miejsce bezapelacyjnie należy się Pawłowi Hulle za przepiękną, mądrą i ważną powieść Śpiewaj ogrody. Inne książki, które zrobiły na mnie duże wrażenie i zasługują na wyróżnienie - wytłuszczam (oczywiście tytuły, a nie same książki!).

1. Zygmunt Miłoszewski: Bezcenne
2. Wiesław Myśliwski: Ostatnie rozdanie
3. Yasmina Reza: Bóg mordu
4. Szymon Hołownia, Marcin Prokop: Wszystko w porządku
5. Magdalena Grochowska: Wytrąceni z milczenia
6. Sylwia Chutnik: Cwaniary
7. Zygmunt Bauman, Stanisław Obirek: O Bogu i człowieku. Rozmowy
8. Boris Akunin: Sokół i Jaskółka
9. Krzysztof Miller: 13 wojen i jedna
10. Paweł Huelle: Śpiewaj ogrody
11. Carl Bernstein, Bob Woodward: Wszyscy ludzie prezydenta
12. Donata Subbotko: W rozmowie
13. Stefan Chwin: Hanemann
14. Stefan Themerson: Wykład profesora Mmaa
15. Mariusz Urbanek: Tuwim. Wylękniony bluźnierca
16. Paulina Wilk: Znaki szczególne
17. Michał Ogórek: Polska ogórkowa. Podręcznik dla wszystkich klas
18. Joseph Heller: Paragraf 22
19. Paweł Skawiński: Gdy nie nadzejdzie jutro
20. Przemek Angerman: Tożsamość Rodneya Cullacka
21. Witold Szabłowski: Tańczące niedźwiedzie
22. Zygmunt Miłoszewski: Uwikłanie
23. Małgorzata Rejmer: Bukareszt. Krew i kurz 
24. Günter Wallraff: Na samym dnie
25. Wszystko zależy od przyimka, praca zbiorowa: Bralczyk, Markowski, Miodek, Sosnowski
26. Nikołaj Lilin: Syberyjskie wychowanie
27. Paulina Wilk: Lalki w ogniu
28. Tom Hodgkinson: Być rodzicem i nie skonać
29. Dorota Wodecka: Polonez na polu minowym
30. Krzysztof Varga: Czardasz z mangalicą
31. Jacek Hugo-Bader: Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak
32. Danuta Stenka, Jacek Maciejewski: Flirtując z życiem
33. Tomek Michniewicz: Swoją drogą. Opowieść o trzech podróżach po inne życie
34. Maryna Miklaszewska, Masław: Mikołajek w szkole PRL
35. Swietłana Aleksijewicz: Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka
36. Rafał Wojasiński, Jan Nowicki: Droga do domu
37. Michał Głowiński: Czarne sezony
38. Jacek Łęski, Alina Łęska: Pokochać Ukrainę 
39. Wiktor Osiatyński: Rehab

Za miłą współpracę dziękuję księgarni internetowej Publio.pl oraz księgarni Matras. Do grona moich  poważnych i prestiżowych współpracowników w zeszłym roku dołączyli także śródmiejscy Wspólnicy.