poniedziałek, 11 kwietnia 2011

"Rozmowy z katem"

Po raz pierwszy od czasów szkolnych sięgnąłem po Rozmowy z Katem Moczarskiego. Tym razem nie czytałem tej książki jako lekcji historii, ale jako przejmujące świadectwo zbiorowego szaleństwa, jakim był hitleryzm. Dziś nie porusza nas już tak bardzo wojenna statystyka śmierci, bo zdążyliśmy do niej przywyknąć. Mną, w trakcie lektury Rozmów…, wstrząsnęły najbardziej inne objawy Stroopowskiego obłędu. Oto jeden z nich:

„Roboty parkowo-ogrodowe [wspomina Jürgen Stroop] wykonywał nieduży oddział Luksemburczyków . To znawcy w dziedzinie uprawy roślin. Kto wie, czy nie są lepsi od Bułgarów, którzy kulturę ogrodniczą mają we krwi. Ci więźniowie Luksemburczycy (łagodni, zdyscyplinowani, fachowcy) byli zadowoleni z pracy u mnie. To zawsze lepiej niż siedzieć za drutami lub harować w kamieniołomach.
- Kto pilnował więźniów?
- Mój synek, Olaf. Miał co prawda tylko 8 lat, ale był bojowy i żołnierski. Sprawiłem mu czarne długie buty z giemzowej skóry i kazałem uszyć mundur SS-mański. Mały wyglądał wspaniale. Pamiętam, jak przechadzał się w pełnym uniformie SS wokół pracujących chłopów i ogrodników luksemburskich. Pan myśli, że był bezbronny? Nie! Mój Olaf, dozorując więźniów, miał sztylet SS-mański oraz prawdziwy karabinek włoski (tylko Włosi produkowali bardzo krótkie karabiny o normalnym kalibrze). Karabinek był nabity.”

W innym miejscu Strop będzie zachwycał się malarskim wręcz widowiskiem, jakim była dla niego detonacja warszawskiej synagogi, wieńcząca dwudziestoośmiodniową akcję równania z ziemią żydowskiego getta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz