Wszystkim czytelnikom Pamiętnika z książek życzę,
aby nadchodzący rok przyniósł wiele ciekawych pozycji... książkowych.
aby nadchodzący rok przyniósł wiele ciekawych pozycji... książkowych.
Być może zdziwią się niektórzy na wieść, że to właśnie Gazeta Wyborcza, wydając tę książkę, zafundowała czytelnikom prawdziwe rekolekcje. I to rekolekcje, które z powodzeniem rekomendować można także niewierzącym. Z rozmowy Anny Wacławik-Orpik z księdzem katolickim - Wojciechem Lemańskim wyłania się portret głęboko wierzącego kapłana, oddanego swemu duszpasterskiemu powołaniu i pracy na rzecz Kościoła; portret kapłana, którego chyba każdy chrześcijanin chciałby mieć w swojej parafii, a niejeden ateista z chęcią zaprosiłby do rozmowy. To nie kolejny ojciec dyrektor, betonowy purpurat, zamknięty na inne poglądy ekstremista czy nawiedzony kościelny polityk.
To nie są reportaże z terenów wojennych, ani z odległych i egzotycznych części świata. Powstały tu, w Polsce. Autorki tekstów zebranych pod wspólnym tytułem “Każdy zrobił, co trzeba”, odnalazły wiele tematów, które zazwyczaj umykają oczom nawykłym do naszej codzienności. Kto z nas wie, jak często ofiarami przemocy domowej są mężczyźni? Kto się odważy prześledzić losy Cygańskich dzieci, zmuszanych do żebrania na ulicach polskich miast? Kto znajdzie w sobie tyle siły, by mierzyć się z cierpieniem wykluczonych przez chorobę lub starość? Kto sprawdzi jak żyją Wietnamczycy, handlujący na warszawskich bazarach? Kto zajrzy za kulisy teatrów, w których aktorami są niepełnosprawni? Kto zechce penetrować źródła neopogaństwa? Kto powie głośno o agresywnych policjantach, nadużywających uprawnień? Kto z nas w otwarty sposób przeciwstawi się nachalnym praktykom firm, zarabiających na esemesowym nękaniu nieświadomych ofiar? Kto poświęci czas, by wysłuchać samotnych i opuszczonych?
Drugie, poszerzone, wydanie książki Macieja Zaremby-Bielawskiego Polski Hydraulik i nowe opowieści ze Szwecji to zbiór pisanych z wielkim znawstwem reportaży poświęconych patologiom degenerującym szwedzkie szkoły, sądy, instytucje opieki społecznej, służbę zdrowia, samorządy a także związki zawodowe i agendy do spraw imigrantów. Autor cierpliwie drąży każdy z podejmowanych tematów. Wnikliwie studiuje dostępne źródła: śledzi zawiłości prawne, uwarunkowania historyczne i polityczne oraz motywacje władz, które swymi decyzjami niejednokrotnie doprowadzały do wypaczenia idei państwa opiekuńczego.
W miniony czwartek, korzystając z zaproszenia Teatru Studio, mogłem obejrzeć spektakl, który od dawna budził moją ciekawość. Rzadko się bowiem zdarza, że kanwą przedstawienia jest reportaż, a nie tekst stricte literacki. W tym wypadku na warsztat wzięto książkę Swietłany Aleksijewicz (o której już miałem okazję tu pisać) Czarnobylska modlitwa. Z niezwykle trudnym zadaniem adaptacji i przetłumaczenia na język teatralny pomieszczonych w książce świadectw, zmierzyła się Joanna Szczepkowska, która prócz obowiązków reżysera, wyznaczyła sobie także jedną z ról w spektaklu…
Moi teściowie mieszkają w Ostrołęce. Bardzo lubię tam jeździć, choć każdy weekendowy pobyt w tym onegdaj wojewódzkim mieście przyprawia mnie o kłujący ból źrenic. Wszystko przez niesłychane nagromadzenie rozwiązań architektonicznych tak paskudnych, niedopasowanych i pokracznych, że patrzeć się spokojnie nie da. Od dawna myślę o namówieniu jakiegoś fotografa na sesję Ostrołęka –miasto skrzywdzone. Wątpię jednak, by wystawa sprowokowałaby kogokolwiek do radykalnych zmian w krajobrazie tej niewielkiej miejscowości, dla której mam tak wiele ciepłych uczuć…
To chyba najsmutniejsza książka, jaką kiedykolwiek czytałem. Białoruskie dzieci, które w czerwcu 1941 roku, miesiącu niemieckiej agresji na ZSRR, miały od dwóch do dwunastu lat dzielą się z autorką – Swietłaną Alesijewicz – wspomnieniami wojny. W tym wielogłosowym świadectwie głodu, strachu i śmierci nieustannie słychać krzyk najmłodszych ofiar – bezbronnych dzieci, którym kazano uciekać z płonących domów i patrzeć na agonię matek, braci, ojców; dzieci – których rówieśnicy marli z wycieńczenia po codziennym upuszczaniu krwi, pobieranej w hitlerowskich „domach dziecka”, by służyła ratowaniu rannych żołnierzy III Rzeszy. Dzieci, które wbrew wszystkiemu, dzięki przypadkowi, Opatrzności, a także ofiarności często zupełnie obcych ludzi, przeżyły największy kataklizm XX wieku.
Dziennik z wakacyjnej podróży, osobisty reportaż z nostalgicznej wyprawy w rodzinne strony, zapis peregrynacji po kraju dzieciństwa, ale także ćwiczenia pamięci, alegoryczna wędrówka krętym szlakiem życia wzdłuż wartkiego nurtu czasu…
Kto lubi kryminały Borisa Akunina, kto ceni tego autora, ma o nim dobre zdanie i chce go takim zapamiętać, niech pod żadnym pozorem nie bierze do ręki najnowszej powieści – Pory roku. Mam wrażenie, że Grigorij Czchartiszwili, piszący tym razem jako Anna Borisowa, chcąc spróbować swoich sił w nowej formule literackiej, popełnił widowiskowe seppuku (jak na japonistę przystało). W założeniu miała to być chyba obyczajówka dla szerokiego odbiorcy z inteligentnym „życiowym” przesłaniem. Wyszła z tego jednak powieść dla kucharek z pretensjami. Domorosła filozofia wpleciona w wielowątkową akcję z elementami powieści przygodowej, podlana miłosnym sosem. Banał goni banał, a niemal każdy podejmowany problem znajduje rychłe i nader oczywiste rozwiązanie. Przeczytałem tę książkę do końca tylko po to, by przekonać się, że finał jest równie przewidywalny.
Tym razem Szymon Hołownia wystąpił w roli podróżnika, który niczym skrzyżowanie Martyny Wojciechowskiej z Wojciechem Cejrowskim stara się z jednej strony zaimponować odbiorcy odwagą i determinacją rasowego obieżyświata, który nie podda się nawet w obliczu poważnego zagrożenia, z drugiej zaś próbuje spełnić się jako znakomicie przygotowany przewodnik, przekazujący swą wiedzę w nieco belferskim stylu – „pokazuję i objaśniam”.
Alicja Herz urodziła się w 1903 roku w Pradze. Wychowywała się w dość zamożnej, zlaicyzowanej rodzinie żydowskiej. Jej rodzice utożsamiali się z kulturą i językiem niemieckim, którym na co dzień posługiwano się w domu. Od najmłodszych lat, dzięki niezwykłemu talentowi oraz namowom babci, Alicja pobierała lekcje fortepianu, a muzyka której poświęciła lata ćwiczeń i studiów, miała stać się dla niej ratunkiem w najstraszniejszych latach wojny. Jak większość biografii mających swój początek w pierwszych latach XX wieku, życie bohaterki rozpada się na dwie, diametralnie różne epoki, oddzielone traumą Zagłady; przesłonięte dymem krematoryjnych pieców.
Udało się! W końcu, za radą mojego brata, sięgnąłem po Pantaleona i wizytantki Mario Vargasa Llosy. Wcześniej wielokrotnie próbowałem zapoznać się z twórczością peruwiańskiego noblisty, ale każde podejście kończyło się fiaskiem. Nie dokończyłem rozpoczętych lektur Rozmowy w Katedrze, Ciotki Julii i skryby, a króciutką powieść Kto zabił Palomina Molero co prawda przeczytałem, ale w wielkich bólach…
Dla wielbicieli kryminałów Borisa Akunina pojawienie się kolejnej powieści sensacyjnej o przygodach detektywa Erasta Pietrowicza Fandorina – Świat jest teatrem – to nie lada gratką. Twórca kilkunastotomowego cyklu, zarzekał się, że jedenasta część – Diamentowa karoca, uzupełniona zbiorem dziesięciu opowiadań (Nefrytowy różaniec), będzie ostatnią odsłoną niezwykłej biografii bohatera, którego inteligencja, nienaganne maniery, znajomość wschodnich sztuk walki, sprawność w posługiwaniu się bronią i niezawodna intuicja stawiają w równym rzędzie z Sherlockiem Holmesem, Herkulesem Poirot, Jamesem Bondem, a nawet Jackie Chanem i Ojcem Mateuszem.
Oto (nieco skrócony) tekst mojej najbardziej jadowitej recenzji, która ukazała się w styczniowym numerze Wiadomości Literackich:
Czasem literatura w zaskakujący sposób potrafi komentować rzeczywistość. Poniżej fragment, który dziś przeczytałem w jednej z Bajek z lewej kieszeni Aleksandara Prokopieva:
Ponieważ od kilku miesięcy nie mogliśmy się z żoną doczekać przyjścia na świat naszego pierwszego dziecka (Tymoteusz urodził się 4 lutego!), nasze lektury zaczęły w sposób naturalny krążyć wokół tematów związanych z macierzyństwem, przebiegiem ciąży i wychowaniem małego człowieka. Do ulubionych pozycji należy książka Leszka K. Talki Dziecko dla odważnych, której autor w demaskatorskim i pełnym humoru stylu rozprawia się z mitami o słodkich malusińskich i wiecznie szczęśliwych, dumnych ze swych pociech rodzicach. Talko napisał także, utrzymany w podobnym klimacie, specyficzny poradnik dla ojców, który niedawno dostałem od mojej żony. Jego tytuł – Pomocy, jestem tatą. Czyli jak być dobrym ojcem i nie osiwieć zbyt szybko – mówi sam za siebie. Wśród wielu ciekawych spostrzeżeń i niesłychanie zabawnych anegdot, moją uwagę przykuł krótki fragment nawiązujący poniekąd do słynnej i słusznej akcji „Cała Polska czyta dzieciom”:
Właśnie czytam bardzo dobrą książkę Izabeli Meyzy i Witolda Szabłowskiego, którzy by przekonać się jak żyli ich rodzice, postanowili na kilka miesięcy przenieść się w lata osiemdziesiąte. W tym celu wynajęli mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, zaopatrzyli w odpowiednie ubrania, sprzęty i porzuciwszy dobrodziejstwa kapitalizmu (począwszy od Internetu i dzisiejszych cudów techniki, a skończywszy na dezodorancie i podpaskach…) rozpoczęli swoją przygodę, której owocem jest książka Nasz mały PRL. Pół roku w M3 z trwałą, wąsami i maluchem.